Francuski środkowy wychodzi z założenia, że element bukmacherki w sporcie wpływa na to, jak pracują sędziowie. Zawodnik nie skierował oskarżeń w konkretne osoby, ale jego słowa mogą być rozumiane w jeden sposób.
Rudy Gobert był sfrustrowany, bo pod koniec czwartej kwarty w meczu z Minnesotą Timberwolves, faulował Jarretta Allena i było to jego szóste przewinienie w meczu, co oznaczało, że spotkanie dobiegło dla niego końca. Wolves przegrali po dogrywce. Gobert nie wytrzymał ciśnienia i pokazał w stronę sędziego Scotta Fostera tzw. “money gesture”, czyli pocierał palcami sugerując, że sędziowie mieli w tej decyzji swój własny interes. W ten sposób wysoki wysłał sygnał, jakiego liga nie może zignorować.
- Moja reakcja była spowodowana tym, w co wierzę. Jednak nawet jeśli to prawda, to nie był odpowiedni moment na takie gesty - zaczął. - Nie powinienem tego robić, bo to kosztowało mój zespół zwycięstwo. Sędziowie nie mogli się doczekać, by dać mi przewinienie techniczne. To była niedojrzała reakcja z mojej strony - dodał.
Zobacz także: Dłuższa przerwa LeBrona?
W co takiego Gobert wierzy?
- Znowu będę tym złym, który mówi prawdę, ale ktoś musi. Pewnie dostanę za to karę. Uważam jednak, że to szkodzi naszej grze. Wiem, że bukmachera cały czas rośnie, ale nie powinniśmy tego przekładać na grę. Cleveland zagrało świetny mecz, ale to koszykarze powinni decydować o rozwoju spotkania - dodał.
Co zatem mówi? Otwarcie twierdzi, że sędziowie NBA są skorumpowani i biorą pieniądze za podejmowanie w trakcie meczów NBA konkretnych decyzji. Gobert jest szczególnie wyczulony na gwizdki skierowane przeciwko niemu. Potrzebne są oczywiście fakty i dowody. NBA do tej pory nie miała powodów, by rozpocząć wewnętrzne śledztwo. Niewykluczone, że zawodnik Wolves chciałby swoimi komentarzami taką reakcję wywołać, lecz liga - po akcji z dotykaniem mikrofonów - ma duży dystans do wszystkiego, co Rudy mówi i robi.
