W starciu przeciwko bratu zabrakło naprawdę niewiele, dlatego tym razem LaMelo Ball upewnił się, że swojej szansy nie zmarnuje. W ten sposób stał się najmłodszym graczem w historii, który zanotował triple-double.
Charlotte Hornets wygrali poprzedniej nocy z Atlanta Hawks na własnym parkiecie i jest to ich trzecie zwycięstwo z rzędu. Po dziesięciu spotkaniach sezonu mają bilans 5-5 i wyraźnie wskazują na to, że wcale nie będą chłopcami do bicia. Jeszcze wczoraj pisaliśmy, że LaMelo może mieć problem z wygraniem wyścigu o miano najlepszego pierwszoroczniaka, ale jeśli zagra więcej takich meczów jak ten przeciwko Hawks, wkrótce odskoczy stawce.
19-letni rozgrywający skończył zawody mając na swoim koncie 22 punkty, 12 zbiórek i 11 asyst, trafiając 9/13 z gry i 3/5 z dystansu. Został najmłodszym zawodnikiem w historii NBA, który zanotował triple-double. LaMelo udało się to mając 19 lat i 140 dni. Dotąd rekord należał do Markelle’a Fultza, który zrobił to mając 19 lat i 317 dni. Przed Fultzem rekord przez krótką chwilę należał do… Lonzo Balla.
- To wysoka jedynka, która potrafi podawać i zbierać. Jest mądrym graczem - mówił o młodszym koledze Trae Young. - Z każdym kolejnym meczem będzie mu się w NBA grało coraz łatwiej - dodał.
Dla Atlanty Hawks to już czwarta porażka z rzędu. W ostatnich dniach pojawiły się doniesienia o problemach na linii Collins - Young. Ten pierwszy, w trakcie analizy wideo, miał w negatywny sposób ocenić to, jak Trae prowadzi atak Hawks. Rozgrywającemu nie spodobały się uwagi kolegi i zrobiło się w obozie z Atlanty nerwowo. W meczu z Hornets Young nie potrafił się wstrzelić kończąc na skuteczności 5/19 z gry. Na ligowych korytarzach pojawił się już temat ewentualnego pożegnania trenera Lloyda Pierce’a.