Po przebiegu trzech pierwszych meczów serii, mało kto spodziewał się takiego scenariusza. Boston Celtics dostali jednak solidne lanie i o 18. tytuł w historii powalczą w TD Garden, ze wsparciem swoich fanów. Mavs natomiast przedłużyli swoje nadzieje.
MAVERICKS - CELTICS 122:84 (1-3)
Kristaps Porzingis miał zagrać w tym meczu tylko pod “pewnym warunkiem”, choć nigdy nie dowiedzieliśmy się jakim. Jego defensywy i centymetrów pod koszem z całą pewnością Boston Celtics zabrakło. Obie ekipy chciały szybko wystartować. Luka Doncić i Kyrie Irving agresywnie atakowali obręcz. Doncić szczególnie męczył w izolacjach Ala Horforda. W pierwszej kwarcie wyglądało to trochę tak, jakby Luka miał zrobić wszystko sam. Z minuty na minutę sytuacja robiła się dla Mavs coraz lepsza. Po pierwszej kwarcie gospodarze prowadzili 34:21.
Celtics mieli od początku spotkania duże problemy ze skutecznością, ale to wynikało z dobrze zorganizowanej defensywy Mavericks. Miejscowi dominowali w okolicach obręczy. Dobre zawody rozgrywali Daniel Gafford i Dereck Lively. W międzyczasie Luka Doncić pokazywał ofensywny masterclass. Przewaga urosła do 25 punktów (50:25). Szybkim runem pod koniec drugiej kwarty Celtics mogli sobie przywrócić nadzieję. Jednak dobrze reagująca obrona Mavs odcinała ich od każdej takiej okazji. W trzeciej kwarcie prowadzenie gospodarzy urosło do +30 punktów.
Jason Kidd widział, co się dzieje. Celtics nie mogli już wrócić, więc Doncić i Irving opuścili parkiet jeszcze przed końcem trzeciej odsłony spotkania. Do finałowych 12 minut gospodarze przystępowali z prowadzeniem 92:60. To oznaczało, że na mecz numer pięć rywalizacja wróci do TD Garden. Doncić zanotował 29 punktów (12/26 FG), 5 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty. 21 oczek (10/18 FG), 4 zbiórki i 6 asyst Kyriego Irvinga. Z ławki 11 punktów i 12 zbiórek Derecka Lively'ego. Dla Celtics 15 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty Jaysona Tatuma i 14 oczek Sama Hausera.
