Dla kibiców Toronto Raptors to wyjątkowo trudny okres. Zespół nie dostarcza im wiele radości z gry i znalazł się w momencie, w którym wszystkie oczy skierowane są na trenera Nicka Nurse’a.
Zupełnie nie tak miał wyglądać początek sezonu 2020/21 dla ekipy z Toronto, stacjonującej tymczasowo w Tampa Bay na Florydzie. Z uwagi na koronawirusa drużyna Raptors nie mogła korzystać ze swojej areny, więc konieczne było znalezienie tymczasowego lokum. Zgłosiło się wielu gotowych ugościć Raptors u siebie. Najlepsze warunki zaproponowali w Tampa Bay i to tam Raptors rozgrywają swoje domowe mecze, rzecz jasna z ograniczonym udziałem publiczności.
Najwyraźniej jednak zespół ma problem z przystosowaniem się do nowej sytuacji. Poprzedniej nocy Raptors przegrali z Portland Trail Blazers, choć na pewnym etapie prowadzili już różnicą 17 punktów. W ostatnich pięciu minutach spotkania drugi bieg wrzucił Carmelo Anthony, a dzieła dopełnił C.J. McCollum, gdy na 9,9 sekundy przed końcem trafił z półdystansu dając swojej drużynie jednopunktowe prowadzenie. Raptors mieli jeszcze szansę…
Znaleźli się w dokładnie takiej samej sytuacji, w jakiej byli pod koniec meczu z Golden State Warriors. Znów mieli kilka sekund na rozegranie akcji zakończonej zwycięskim rzutem. Ponownie próbował Pascal Siakam… niestety rezultat był taki sam. Po ciosie otrzymanym w San Francisco, w Portland Raps otrzymali kolejnego gonga i po dziesięciu meczach mają bilans 2-8. To jeden z najtrudniejszych momentów zespołu odkąd trenerem jest Nick Nurse. Czy Raptors uda się wrócić do walki o play-offy?
Dla Blazers to trzecia wygrana z rzędu. Melo zanotował 10 ze swoich 20 punktów w ostatnich pięciu minutach spotkania. Jego forma jest w tym sezonie nieregularna, więc Blazers muszą korzystać, kiedy tylko mogą. Z 30 punktami na skuteczności 10/19 z gry i 5/11 za trzy mecz skończył C.J. McCollum, który potwierdza swoją wartość w rotacji Terry’ego Stottsa. Ekipa z Oregonu legitymuje się na ten moment bilansem 6-4.
Trail Blazers - Raptors 112:111