NBA jest po serii testów na obecność koronawirusa. W szesnastu przypadkach potwierdzono obecność wirusa w organizmie. Pojawiły się głosy sugerujące, że to… całkiem niezły wynik.
Całkiem niezły w kontekście oczekiwań, bowiem te przewidywały nawet kilkadziesiąt przypadków zakażenia wśród graczy, którzy zostali wyselekcjonowani do gry w Orlando. NBA i NBPA ogłosiły, że doszły do porozumienia w sprawie przepisów, które będą obowiązywać graczy podczas restartu. Wszyscy zarażeni zostaną tymczasowo odizolowani. Dostaną zielone światło do powrotu, gdy kolejne dwa testy wyjdą im negatywne. Jeśli nie - zespół dostanie zgodę na zastąpienie takiego gracza.
Czytaj także: List Krzyżewskiego do Jordana
Sytuacja zatem wydaje się być opanowana. Czy jest zatem coś, co może NBA powstrzymać? Tak, Adam Silver widzi jedno zagrożenie - jeśli bańka zamieni się w ognisko koronawirusa, liga natychmiast zatrzyma proces i skupi się wyłącznie na kwestiach zdrowotnych. Dopóki jednak zagrożenie będzie “pod kontrolą”, komisarz nie postawi przed drużynami dużego czerwonego znaku “STOP”. W dużej mierze chodzi rzecz jasna o pieniądze.
Wiemy, że wśród zakażonych są Nikola Jokic, Buddy Hield, Malcolm Brogdon, Alex Len oraz Jabari Parker. Brak tego pierwszego może oznaczać dla Denver Nuggets ogromne kłopoty w walce z czołówką zachodniej konferencji. Komisarz Silver stara się balansować pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a dotrzymaniem wszystkich umów, które zagwarantują NBA pieniądze kluczowe dla kolejnych sezonów. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że muszą w pewnym stopniu zaakceptować ryzyko.
- Zdecydowaliśmy się wrócić, bo sport ma ogromne znaczenie dla naszej społeczności - mówił komisarz w rozmowie z dziennikarzami. - Sport sprawia, że wszyscy się jednoczą, gdy właśnie tego nam potrzeba - skończył.