Ekipa z Teksasu zaskoczyła rywala z Salt Lake City i za sprawą dobrego spotkania Devina Vassella odniosła swoje jedenaste zwycięstwo w sezonie. Jeremy Sochan nie był już tak przebojowy, jak w poprzednich meczach.
SPURS - JAZZ 126:122
Polak wybrany z 9. numerem w tegorocznym drafcie spędził na parkiecie 31 minut i w tym czasie zanotował 6 punktów (3/8 z gry), 5 zbiórek, 3 asysty, przechwyt i 2 straty. Z nim na parkiecie San Antonio Spurs byli -7, więc ten współczynnik nie działa na korzyść skrzydłowego. Sochanowi nie udało się więc podtrzymać dyspozycji z dwóch poprzednich meczów, w których był de facto motorem napędowym swojego zespołu. Od początku jednak spodziewaliśmy się tego, że debiutancki sezon Jeremy’ego będzie pełen lepszych, takich sobie i gorszych momentów.
Zwycięstwa dla Spurs są w tym sezonie sprawą drugorzędną, ale jeśli młodym zawodnikom Gregga Popovicha uda się zaskoczyć przeciwnika, to pomaga to budować morale w szatni. Poprzedniej nocy SAS pokonali jedną z największych rewelacji bieżących rozgrywek. Na 2,5 minuty przed końcem Spurs prowadzili 121:110. Jazz w 33 sekundy zdobyli 7 punktów, ale nie byli w stanie dokończyć tej pogoni. Po trafieniu Jordana Clarksona (120:123), Tre Jones odpowiedział floaterem, który zabezpieczył dla gospodarzy zwycięstwo.
Spotkanie było opóźnione o 40 minut z uwagi na kwestie bezpieczeństwa dotyczącą wpuszczania do areny kibiców. Nie znamy szczegółów tej sprawy. Po stronie Jazz 32 punkty (8/18 FG, 3/10 3PT, 13/13 FT), 12 zbiórek i 2 bloki Lauriego Markkanena. Kolejne 25 oczek (8/19 FG, 2/6 3PT), 7 zbiórek i 4 asysty Jordana Clarksona. Natomiast dla Spurs 24 punkty (8/22 FG, 2/7 3PT), 6 zbiórek, 8 asyst, 2 przechwyty i 2 bloki Devina Vassella. Kolejne 21 punktów (9/14 FG), 3 zbiórki, 5 asyst i 2 przechwyty Keldona Johnsona oraz z ławki 20 punktów (7/11 FG, 2/4 3PT) pierwszoroczniaka Malakiego Branhama.
