San Antonio Spurs mierzyli się na wyjeździe z Memphis Grizzlies, czyli jedną z najgroźniejszych drużyn ligi. Zgodnie z oczekiwaniami, musieli uznać wyższość rywala. Jeremy Sochan zagrał na słabszej skuteczności z gry.
GRIZZLIES - SPURS 121:113
Dobrze widzieć, że 9. wybór ubiegłorocznego draftu znalazł sobie stałe miejsce w rotacji trenera Gregga Popovicha. Sochan cieszy się zaufaniem szkoleniowca i każdej kolejnej nocy gra jako starter spędzając na parkiecie około 30 minut. W poprzednim meczu zanotował na swoje konto 7 punktów (2/11 FG, 1/3 3PT, 2/2 FT), 5 zbiórek, 2 asysty oraz 2 zbiórki. Doskwierał mu zatem brak skuteczności w rzutach z gry. Możemy być jednak zadowoleni z tego, że coraz lepiej radzi sobie w skuteczności z linii wolnych rzucając jedną ręką. W ostatnich 10 meczach jego średnia zatrzymała się na znakomitych 89%.
Zobacz także: Spurs gotowi pobić rekord
Memphis Grizzlies drugi mecz z rzędu grali bez wsparcia leczącego niegroźny uraz uda Ja Moranta. To jednak nie stanowi dla podopiecznych trenera Taylora Jenkinsa większego problemu. W trzeciej kwarcie Spurs kilka razy schodzili do różnicy sześciu punktów, a na początku czwartej objęli prowadzenie po trafieniach Josha Richardsona. Gospodarze mieli problem z pilnowaniem piłki, co pozwoliło SAS objąć 5-punktowe prowadzenie. W połowie czwartej kwarty było 109:109. Wtedy Grizzlies odpowiedzieli runem 11:2, który zakończył spotkanie.
Dla Spurs to piąta porażka w ostatnich sześciu meczach, natomiast dla Grizzlies siódma z rzędu wygrana. W rotacji SAS zabrakło lidera Keldona Johnsona leczącego uraz ścięgna udowego. 18 punktów (6/16 FG), 4 zbiórki i 7 asyst zanotował Tre Jones. Z ławki 16 oczek (6/12 FG), 5 zbiórek, 5 asyst i 2 przechwyty Josha Richardsona. Z kolei dla miejscowych 24 punkty (11/19 FG, 2/4 3PT), 3 zbiórki, 6 asyst i 3 przechwyty Tyusa Jonesa oraz 13 oczek (5/7 FG), 15 zbiórek i 4 asysty Stevena Adamsa.
