Jordan Clarkson stał się poprzedniej nocy autorem nie lada historii. Kiedy zawodnik Utah Jazz po raz ostatni zanotował triple-double, to na sportowej mapie byli jeszcze… Seattle SuperSonics.
Ekipa z Salt Lake City mierzyła się z Dallas Mavericks. Pomimo powrotu do składu Mavs Kyriego Irvinga, który odpoczywał z powodu kontuzji kostki, goście nie poradzili sobie z dobrze pracującym w obronie rywalem i przegrali 90:127. Jednym z bohaterów wieczoru był Jordan Clarkson. Lider Jazz zanotował na swoje konto 20 punktów (8/16 FG), 10 zbiórek i 11 asyst. To on na niespełna 3 minuty przed końcem meczu zebrał piłkę, która pozwoliła mi zapisać na swoje konto triple-double. Kibice Utah Jazz czekali na ten moment 5801 dni!
Zobacz także: Knicks lepsi od Wolves
– Rozmawialiśmy z trenerem, czy zostawi mnie na parkiecie. Koledzy pomogli mi zebrać tę piłkę i cieszę się, że w końcu to przełamaliśmy. Wiem, że minęło sporo czasu. Szkoda mi Carlosa Boozera, ale musieliśmy to zrobić – mówił Clarkson.
To właśnie Carlos Boozer był ostatnim graczem Jazz, który zapisał na swoje konto triple-double. Miało to miejsce 12 lutego 2008 roku w starciu przeciwko Seattle SuperSonics, dla których był to ostatni sezon na koszykarskiej mapie. Zatem nie możemy się dziwić, że cała arena w Utah wybuchła, gdy Clarkson zebrał piłkę i dopiął ostatni guzik w swoim triple-double. Żadna inna drużyna w NBA nie ma tak długiej serii. Jazz tymczasem wygrali osiem z ostatnich jedenastu meczów i nadal chcą się liczyć w walce o fazę posezonową.