Bradley Beal wkrótce zostanie zawodnikiem Los Angeles Clippers. Zawodnik został zwolniony z umowy przez Phoenix Suns, jednak po drodze musiał się zgodzić na pewne ustępstwa, które to umożliwiły.
Dopiero, gdy Bradley Beal oficjalnie trafi na rynek wolnych agentów, będzie mógł związać się z Los Angeles Clippers. Wiemy już, że zawodnik podpisze w LA dwuletnią umowę za 11 milionów dolarów. Żeby doszło do tej sytuacji, wcześniej Beal musiał uzgodnić z Phoenix Suns warunki wykupienia jego kontraktu. Negocjacje wymagały od koszykarza poświęcenia znacznej części swojego wynagrodzenia.
Beal zrezygnował z 13,9 miliona dolarów z pozostałych 110 milionów, które miał zapisane w dwóch ostatnich latach kontraktu. Phoenix prawdopodobnie skorzysta teraz z zasady „waive-and-stretch”, czyli rozłoży pozostałą część jego pensji na pięć lat. Decyzja o wykupie kontraktu Beala była kosztowna, ale umożliwiła Suns zejście poniżej pierwszego i drugiego progu podatkowego, co znacząco ułatwi budowanie zespołu na przyszłość.
Suns zaoszczędzili 200 milionów dolarów dzięki wykupieniu kontraktu Bradley’a Beala. Brutalna rzeczywistość jest jednak taka, że Suns stworzyli sobie nowy zestaw problemów na kolejne pięć lat — przez ten czas nie będą mogli wydać 19,4 miliona dolarów zajmowanych w salary cap przez Beala na zawodnika, który realnie pomoże im wygrywać.
W poprzednim sezonie Beal notował średnio 17 punktów na mecz, trafiając 49,7% rzutów z gry i 38,6% prób zza łuku. To bardzo solidne liczby, ale mimo to trzykrotny All-Star nie miał żadnej realnej wartości na rynku transferowym. Z powodu ogromnego kontraktu i klauzuli braku zgody na transfer, każda wymiana wymagała jego akceptacji, a Beal nie zamierzał opuszczać Phoenix.