Jimmy Butler jest jednym z tych koszykarzy, którzy bardzo dobrze odnajdują się w „brudnej grze”. Koszykarz przyznał ostatnio, że nie jest zadowolony z kierunku, w który zmierza dzisiejsza NBA, ograniczając wszelkie interakcje z rywalami.
- Gra mocno się zmieniła. Nie możemy wdawać się w bójki. Jeśli mam być szczery, chciałbym aby pozwolili nam na nieco więcej. Nie ma już wielu ludzi uderzających czy atakujących łokciem. Nie możesz tego robić, bo zaraz wylecisz z boiska. Chciałbym, aby wróciły stare czasy - powiedział Butler.
O ile kwestia łokci i uderzeń wydaje się być mocno kontrowersyjna, to sam cel wypowiedzi koszykarza ma spory sens. Ostatnio sędziowie bardzo mocno nadużywają gwizdków rozdając faule techniczne za najprostsze gesty. Tak stanowczo nie są wydawane z kolei zawieszenia po niesportowych faulach. Najlepszym przykładem jest Grayson Allen, który za brutalny faul na Alexie Caruso, w wyniku którego koszykarz musiał przejść operację, został zawieszony zaledwie na jedno spotkanie.
Jimmy wśród koszykarzy NBA uchodzi za jednego z tych graczy, do których się po prostu "nie fika". Koszykarz miał w swojej karierze wiele spięć, w których nie pękał - także w tym sezonie. Na jego niekorzyść mocno miała działać awantura z Nikolą Jokiciem po tym, jak Serb uderzył od tyłu innego koszykarza Heat. Ujęcia z innych kamer niż telewizyjna pokazały jednak, że skrzydłowy awanturował się z graczem z ławki, a nie MVP poprzedniego sezonu zasadniczego.
Butler jest absolutnym liderem Miami Heat, którzy zajmują pierwszą lokatę na mocnym Wschodzie. Skrzydłowy notuje średnio 21,8 punktu, 6,2 zbiórki, 6,2 asysty oraz 1,8 przechwytu. Gra na bardzo dobrej skuteczności w postaci 49,1%. Wszystko wskazuje na to, że Jimmy zażegnał już wszystkie problemy związane z kontuzjami i znów spróbuje mocno namieszać zarówno w sezonie zasadniczym, jak i Play-Offach.