Trochę nam go szkoda. To zdecydowanie jeden z najlepszych zawodników młodego pokolenia, a jest poniekąd zmuszony do tego, by brać na siebie odpowiedzialność za koszmarne wyniki swojego zespołu.
Pomimo całego zła, jakie dzieje się w Detroit, Cade Cunningham bez cienia wątpliwości jest dla Pistons światełkiem w tunelu. W 31 meczach wychowanek Oklahomy State notował średnio 23,3 punktu, 4,2 zbiórki i 7,1 asysty trafiając 44,9 FG% oraz 34,3 3PT%. To jego trzeci sezon w NBA i Cunningham robi regularne postępy. Pistons byli bardzo blisko przerwania serii w starciu z Boston Celtics. Prowadzili już różnicą 21 punktów, ale ostatecznie w dogrywce musieli uznać wyższość C’s. Po tym meczu Cade podzielił się swoimi przemyśleniami.
Zobacz także: Pistons tracą ważnego gracza?
- Takie mecze pokazują, że jesteśmy na podobnym poziomie, co zespoły, z którymi rywalizujemy - mówił Cunningham. - Przed żadnym ze spotkań nie miałem poczucia, że czeka nas rzeźnia - dodaje.
Kolejnej nocy Pistons grają na własnym parkiecie z Toronto Raptors. Jeżeli przegrają, będzie to ich 29. porażka z rzędu i w ten sposób Tłoki mogą zapisać się na czarnych kartach historii NBA. Dlatego tym bardziej trzeba docenić to, co robi dla tego zespołu Cade. Nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać wszystkich problemów swojego zespołu, ale nie da się ukryć, że daje z siebie wszystko, co pokazują jego liczby. 31 punktów przeciwko Boston Celtics, 41 oczek w meczu z Brooklyn Nets. Kibice zdają się doceniać jego starania.