Golden State Warriors wygrali poprzedniej nocy z Houston Rockets. To ich drugie zwycięstwo w sezonie. W końcówce meczu Stephen Curry trafił dla swojej drużyny kluczowe punkty nad rękami Dillona Brooksa.
Jeszcze przed meczem nie było pewności, czy Stephen Curry w ogóle zagra. Zespół w swoim przedmeczowym raporcie napisał, że lider składu jest odrobinę obolały. Steph ostatecznie nie odpuścił i wyszedł na parkiet rozgrywając 31 minut. W tym czasie zanotował na swoje konto 24 punkty (6/14 3PT, 6/6 FT), 7 zbiórek oraz 6 asyst. Był to również pierwszy mecz w karierze Chris Paula, w którym ten wychodził z ławki rezerwowych. Z nim na parkiecie Warriors byli +22 - najlepszy współczynnik w drużynie.
Warriors w gruncie rzeczy kontrolowali wydarzenia na parkiecie, a Curry w kilku posiadaniach bawił się z nieprzygotowaną na jego sztuczki defensywą Rockets. Jej głównym filarem jest sprowadzony latem Dillon Brooks. Pewność siebie Kanadyjczyka została w tym spotkaniu bardzo mocno zachwiana. W jednej z akcji Curry wykonał na Brooksie kilka zwodów i zwieńczył to pump-fakiem. Brooks nie miał pojęcia, jaki mamy rok. 35-letni lider Golden State Warriors zabawił się kosztem zawodnika Houston Rockets i był w tym bezlitosny.
Po wyrazie twarzy Stepha widzimy, że zawodnik sam nie potrafił uwierzyć w to, jak wkręcił w ziemię swojego rywala. Brooks - pomimo swoich tendencji do przechwałek - uchodzi za jednego z najlepszych obrońców w lidze, ale Curry postanowił poddać to w wątpliwość i nie da się ukryć, że na jakiś czas zamieszkał w głowie swojego przeciwnika. Sami zobaczcie...