Dlaczego Spurs to idealny zespół dla Jeremy’ego Sochana?

skroluj w dół
Źródło zdjęcia:
AP Photo

Jeremy Sochan otrzymał ogromną szansę od San Antonio Spurs, którzy zdecydowali się postawić na niego już z dziewiątym numerem. Wszystko wskazuje na to, że drużyna Gregga Popovicha jest dla niego idealna na start przygody z koszykówką na tym poziomie.

Gregg Popovich jest jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszym, ale to temat do osobnej dyskusji) trenerów w historii. 73-latek prowadzi Spurs nieprzerwanie od 1996 roku i jest absolutnym rekordzistą, jeśli chodzi o zwycięstwa jako trener. O ile niektórym kibicom może się wydawać, że czasami przesadza w swoich reakcjach, tak legendarny szkoleniowiec swoich zawodników traktuje jak dzieci, bądź też wnuków - otaczając ich prawdziwym ciepłem. 


To może jednak sprawić, że w pierwszych rozgrywkach Jeremy Sochan nie rozegra zbyt wielu meczów. Dlaczego? Otóż Popovich słynie z tego, że nie daje pierwszoroczniakom wielu szans. Ich głównym zadaniem jest trenowanie i gra w drużynie G-League. To podejście popularnego „Popa” może sprawić, że polski skrzydłowy jeszcze lepiej odnajdzie się w NBA. Gregg woli bowiem wpuścić na parkiet zawodników gotowych. Nie decyduje się na wrzucanie ich na głęboką wodę, dopóki nie będą potrafili pływać. W rozgrywkach G-League Jeremy będzie jednym z najlepszych zawodników, a łącząc to z treningami ze Spurs - zyska ogromną pewność siebie.


Należy podkreślić, że to jedynie przypuszczenia. Popovich nie daje co prawda zbyt wielu szans swoim debiutantom i często sadza ich na ławce. Kluczowe jest jednak to, dlaczego to robi. Pierwszoroczniacy, którzy zagrają źle w obronie, mogą resztę meczu obejrzeć z ławki. I tutaj wchodzi Sochan, który na poziomie NCAA był ekspertem od gry w defensywie. Jeśli więc Jeremy wykorzysta otrzymaną szansę - być może szybko zagości na stałe w rotacji ekipy z San Antonio. Szczególnie, że w poprzednich rozgrywkach Spurs mieli spory problem z zawodnikami na pozycji numer cztery.


Aby dostać sporo minut na parkietach NBA, polski skrzydłowy zdecydowanie musi popracować nad rzutem. I w San Antonio ma do tego najlepsze narzędzia. Będzie bowiem współpracował z Chipem Engellandem - asystentem Popovicha, który zajmuje się pracą indywidualną z zawodnikami. To za jego sprawą Kawhi Leonard znacząco poprawił swój rzut, dzięki któremu poprowadził Spurs do mistrzostwa. Współpraca z Engellandem to bardzo ciekawa perspektywa dla Sochana. Pomoc takich specjalistów wielu zawodnikom uratowała karierę. Jeremy jest świadomy, że rzut nie funkcjonuje u niego tak, jak powinien i wie, że czeka go dużo pracy. Jednak koszykarska i życiowa inteligencja Sochana na pewno nas uspokajają. To młody człowiek, który doskonale wie, czego w życiu chce i jest gotowy do ciężkiej pracy.

Trafił więc do idealnego dla siebie środowiska, bowiem w San Antonio ciężka praca jest nagradzana minutami. 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych

NBA
Otwórz stronę MVP na swoim
urządzeniu mobilnym i zapisz ją na pulpicie. Będziesz mieć dostęp do najnowszych artykułów w zasięgu ręki!
lifestyle
kadra
nba
biznes