Staramy się szukać pozytywów w grze Jeremy’ego Sochana, co jest naturalne. Czasami robimy to może na siłę, ale statystyka gry w bezpośrednich starciach z LeBronem Jamesem po ostatnim meczu wyglądała obiecująco.
San Antonio Spurs przerwali 18-meczową serię porażek pokonując Los Angeles Lakers na własnym parkiecie. Całe miasto odetchnęło z ulgą, bo to bez wątpienia zwycięstwo, którego Spurs potrzebowali. Seria przegranych była najdłuższą taką w historii klubu. Rola Jeremy’ego Sochana w ostatnim czasie uległa zmianie. Nie jest już pierwszym rozgrywającym, a bardziej tzw. ball-handlerem, czyli jednym z zawodników odpowiedzialnych w ataku za piłkę. Te przerzucanie Sochana z miejsca na miejsce siłą rzeczy odbija się na jego regularności.
Zobacz także: Najdłuższe serię porażek
W starciu z Lakers pokazał się jednak z dobrej strony, zwłaszcza po bronionej stronie parkietu. To coś, o czym absolutnie nie możemy zapominać. Trener Gregg Popovich równie mocno, co na sukcesy Sochana w ataku, liczy na jego dobrą postawę w obronie. Przeciwko Lakers Sochan rozegrał kilka minut w bezpośrednich starciach z LeBronem Jamesem i jak zauważyła Ty Jäger z Air Alamo, w dokładnie 5:28 minut przeciwko LBJ-owi, Sochan zatrzymał go na 0/5 z gry, 0/1 za trzy i wymusił dwie straty.
Jeremy lubi defensywne wyzwania. Nie boi się stawać naprzeciw najlepszych graczy w lidze. Jego postawa w obronie zawsze była jego atutem. Potrafi zajść rywalowi za skórę i spowodować, że ten traci emocjonalną równowagę. Poświęca na to dużo energii, dlatego czasami brakuje jej w ataku. Mecz z Lakers skończył notując na swoje konto 11 punktów (5/10 z gry, 0/3 za trzy), 8 zbiórek, 2 asysty, przechwyt i blok. Spędził na parkiecie 27 minut. Mamy nadzieję, że z każdym kolejnym meczem jego rola w rotacji będzie się stabilizować.