Może to lepiej, że Bronny James zgłosił się do tegorocznego draftu, bowiem może nie mieć lepszej okazji na wysoki numer. Okazuje się bowiem, że tegoroczna grupa zawodników jest w oczach GM-ów wyjątkowo licha.
Taka narracja panuje od dawna. Klasa 2024 nie prezentuje potencjału, który byłby dla skautów i generalnych menadżerów kuszący. To jednak sprawia, że są większe szanse na niespodziankę i zaistnieć w NBA może nawet gracz, który w teorii nie wygląda na “NBA ready”. Ostatnie prognozy sugerują, że z numerem jeden wybrany zostanie Francuz Alex Sarr z Perth Wildcast (australijska liga). Jednak Ryen Russillo w podcaście z Billem Simmonsem jasno stwierdził, że mówimy o grupie, która w NBA może nie zaistnieć.
Zobacz także: Co z przyszłością DeRozana?
- Rozmawiałem z ośmioma zespołami. Jeden z nich stwierdził, że tegoroczna “jedynka” to jak wybieranie z numerem siedem albo osiem. Spytałem, kogo możesz dostać w wymianie za pierwszy wybór draftu? Stwierdzili, że czwartą lub piątą opcję wyjściowego składu całkiem niezłego zespołu - mówi Russillo.
- Kogoś jak Lu Dort? - dopytał Simmons.
- Nie powiedzieli wprost, że Lu Dort, ale na pewno nie Derrick White. [...] Niektórzy mówią, że ten draft to jak wybieranie z jedynką Derecka Lively’ego albo Tobiasa Harrisa - dodał Russillo.
Zdecydowanie jeden z najsłabszych draftów na przestrzeni ostatnich 20 lat i w NBA doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dlatego Atlanta Hawks nie mogła trafić gorzej, bez względu na to jak absurdalnie to brzmi biorąc pod uwagę, że wybierają z “jedynką”. Niewykluczone jednak, że Hawks ostatecznie zdecydują się swoim pickiem handlować. Możemy się spodziewać naprawdę dużego ruchu w noc draftu, bowiem GM-om nie będzie zależało na zatrzymaniu picków, przy tak słabo obsadzonej w talent selekcji.