Poza tym, że Draymond Green stracił w oczach kibiców i kolegów z ligowych parkietów, to zawieszenie kosztowało go także sporo pieniędzy, których nie zarobił, gdy był poza swoim zespołem.
Liga poinformowała, że zgodziła się na powrót Draymonda Greena do składu Golden State Warriors po 12-meczowej absencji spowodowanej zawieszeniem. Było ono m.in. efektem uderzenia Jusufa Nurkicia podczas meczu Golden State Warriors z Phoenix Suns. Można jednak przyjąć, że Greenowi zbierało się na to od dawna. Zawodnik miał w tym sezonie szczególny problem z tym, aby ujarzmić swój temperament. Liga postanowiła więc zrobić z niego przykład i Green został zawieszony na czas nieokreślony.
Zobacz także: Lakers wygrywają w derbach
Podczas tygodni poza grą, zawodnik uczestniczył w spotkaniach ze specjalistami pod nadzorem Golden State Warriors i samej NBA. Fachowcy mieli podpowiedzieć Draymondowi, jak radzić sobie w sytuacjach, w których czuje, że traci nad sobą kontrolę. Rzekomo spotkania przebiegły pomyślnie, dlatego zarówno zespół, jak i NBA dały zawodnikowi zielone światło do powrotu. Zanim Greena ponownie zobaczymy na parkiecie, ten musi nadrobić zaległości i przejść program treningowy przygotowujący go do gry.
Zawieszenie Greena oznaczało, że zawodnik stracił część swojej wypłaty. Za bieżące rozgrywki powinien zarobić 22,3 miliona dolarów, ale z uwagi na to, że był poza grą, już stracił 1,84 miliona dolarów, jak poinformował Bobby Marks z ESPN. To oznacza, że podatek od luksusu GSW ze 192,5 miliona spadł do 183,7 miliona. Jest zatem także dobra strona całego zamieszania dla ekipy z Bay Area. Green “pomógł” drużynie zaoszczędzić 9 milionów dolarów. W umowie zawodnika jest 77 milionów za kolejne trzy lata.