Skrzydłowy wrócił do rotacji Golden State Warriors i zagrał w ostatnim meczu pre-season. Pytany o ostatnie wydarzenia unika konfrontacji i twierdzi, że ten etap chce zamknąć, skupiając się wyłącznie na kolejnym.
Draymond Green wrócił do zespołu dokładnie po tygodniu od sytuacji z Jordanem Poolem. Panowie porozmawiali ze sobą na temat całego zajścia, ale nie chcieli się dzielić szczegółami. W kuluarach mówi się, że Poole wcale Greenowi nie wybaczył. Dla Golden State Warriors najważniejsze jest to, by podobnych zdarzeń uniknąć w przyszłości. Green musi trochę popracować nad tym, by odzyskać zaufanie kolegów. Gdy po raz pierwszy po powrocie do drużyny spotkał się z dziennikarzami, podkreślał, że skupia swoją uwagę przede wszystkim na tym, co przed nim.
Zobacz także: Popovich chwali Sochana
- Rozmawialiśmy o tym, co się musi wydarzyć, żebyśmy kontynuowali wspólną drogę. Zrobimy to, o czym sobie powiedzieliśmy. Nie będziemy stale rozpamiętywać tego, co było - dodał. - [...] Chodzi o to, by zbudować w drużynie braterstwo. Bardzo łatwo złamać zespół, w którym go nie ma. Ten, w którym jest potrafi przetrwać naprawdę wiele. [...] Jordan i ja jesteśmy profesjonalistami i mamy robotę do wykonania. Co do naszych osobistych relacji, na razie ciężko mi coś na ten temat powiedzieć - dodał.
Zawodnik przyznał także, że jest w lepszej kondycji psychicznej niż wtedy, gdy doszło do przepychanki z Poolem. Swoje zachowanie w pewnym stopniu zruzucił na karb problemów rodzinnych, o których nie chciał więcej powiedzieć. Trener Steve Kerr otwarcie jednak przyznał, że kultura GSW mocno na tym incydencie ucierpiała i musi zostać odbudowana. Zatem jeżeli Dray chce relatywnie szybko zamieść wszystko pod dywan, to mu się to nie uda, bo w pierwszej kolejności musi zetrzeć złe wrażenie, jakie pozostawił. Na razie nie wiemy, jak ten proces wpłynie na grę oraz wyniki zespołu.