Tyrese Haliburton ma za sobą prawdopodobnie najgorszy mecz w karierze. Lider Indiany Pacers nie trafił żadnego rzutu z gry w piątym starciu tegorocznych finałów, a jego zespół przegrał piekielnie ważne spotkanie.
- On nie jest w 100% sprawny. To oczywiste, ale nie wydaje mi się, żeby miał opuścić kolejny mecz. Dziś w przerwie byliśmy bardzo mocno zaniepokojeni, ale on nalegał na grę. Myślałem, że w drugiej połowie wpłynie jakoś konkretnie na zespół, ale niestety. Nie jest zdrowy - przyznał po spotkaniu Rick Carlisle.
W pierwszej połowie spotkania Haliburton zszedł do szatni ze względu na uraz łydki. Tej samej, którą uszkodził sobie podczas drugiego meczu finałów. Moment, w którym poczuł ból łydki było bardzo dobrze widać w pierwszej kwarcie, gdy próbował minąć Cheta Holmgrena. Tyrese stracił całą swoją szybkość i ma jeszcze większe problemy z mijaniem rywali.
- Chodzi o to, że to są finały NBA. Wielkie finały, o których marzyłem. Całe życie pracowałem na to, by w nich zagrać. Wiem, że zagrałem dziś słabo, ale ja chcę grać. Jeśli mogę chodzić, to chcę wyjść na parkiet. Moi koledzy i sztab to rozumieją. Jest jak jest i muszę być po prostu gotowy na szósty mecz - stwierdził rozgrywający.
Teraz 25-latek będzie miał dwa pełne dni na zregenerowanie swojego ciała. Szósty mecz zaplanowany jest na noc z czwartku na piątek. Ewentualny siódmy mecz zostanie rozegrany z niedzieli na poniedziałek.