Czy mogliśmy się po nim spodziewać czegoś innego? W momencie, w którym wydawało się, że wszystko dla Brooklyn Nets wychodzi na prostą, Irving postanowił zrzucić na Nowy Jork bombę w postaci żądania transferu.
Prawdopodobnie wszyscy są tym rozwojem sytuacji zaskoczeni. Według informacji Adriana Wojnarowskiego z ESPN, nikt na Brooklynie nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Kyrie Irving poprosił o transfer i postawił drużynie ultimatum. Okazuje się, że Irving nie ma zamiaru podpisywać z Nets przedłużenia kontraktu, więc jeśli Sean Marks - generalny menedżer drużyny nie znajdzie dla Irvinga nowego zespołu, ten latem po prostu odejdzie. Dlatego w najlepszym interesie ekipy z Nowego Jorku jest transfer, przynajmniej takie można odnieść wrażenie.
Zobacz także: Spurs bez Sochana
Oczywiście po Irvinga od razu ustawiła się kolejka chętnych, lecz pojawiają się głosy, że niektórzy mają wątpliwości, co do faktycznej wartości rozgrywającego. Ten latem będzie domagał się umowy za maksymalne pieniądze, lecz jego kapryśna natura sprawia, że podpisywanie z Kyriem długoterminowego kontraktu za duże pieniądze może się komuś odbić czkawką. W tym sezonie wychowanek Duke rozegrał 40 meczów i notował średnio 27,1 punktu, 5,1 zbiórki oraz 5,3 asysty trafiając 48,6 FG% oraz 37,4 3PT%. Talentu nie można mu odmówić.
Słychać już głosy o zespołach, które są gotowe z Nets rozmawiać. Najgłośniej w ostatnich godzinach mówiło się o Dallas Mavericks, gdzie Irving miałby połączyć siły z Luką Donciciem i rzekomo Jason Kidd jest gotów na takie wyzwanie. Naturalnie pojawia się także wątek Los Angeles Lakers, gdzie Irving spotkałby się z LeBronem Jamesem. Panowie zdobyli razem tytuł. Zainteresowanie mieliby być także Phoenix Suns. Tam rekomo szukają “nowego otwarcia” i niewykluczone, że to oznaczałoby rozstanie z Chrisem Paulem. Sytuacja jest rozwojowa i postaramy się na bieżąco informować o rozwoju wydarzeń wokół Irvinga.