Tuż po trafieniu Devina Bookera, które dało Phoenix Suns prowadzenie na kilka sekund przed końcem meczu, Ja Morant miał w głowie tylko jedną myśl - musi to wygrać i zamknąć buzie tym, którzy go krytykowali.
Sytuacja miała miejsce w pierwszym meczu po powrocie do gry rozgrywającego Memphis Grizzlies. Zespół spotkanie przegrał, a kilku fanów w pierwszych rzędach krzyczało do Ja Moranta, by zrobił miejsce dla innych. To absurdalne biorąc pod uwagę skalę talentu Moranta. Z tym że argumentacja tamtych kibiców opierała się na tym, że Grizz bez Ja w składzie radzili sobie dobrze i wygrywali mecze dzięki wzmocnionej defensywie.
Nie da się mimo wszystko ukryć, że posiadanie w składzie tak utalentowanego gracza jak Ja Morant może stanowić ogromną przewagę. Kluczowe jest jednak przysłonięcie jego braków w obronie. Poprzedniej nocy Ja zadbał o to sam trafiając game-winnera. Phoenix Suns, grający bez wsparcia trenera Monty’ego Williamsa oraz bez Jae Crowdera i DeAndre Atona, którzy zostali odesłani na kwarantannę, na pewnym etapie przegrywali już różnicą 18 punktów. Zdołali jednak wrócić do gry.
Zobacz także: NBA skraca kwarantannę
Na 5 sekund przed końcem Devin Booker trafił z dystansu dając swojej drużynie prowadzenie 113:112. Grizzlies mieli wystarczająco czasu, by przygotować posiadanie. Odpowiedzialność wziął na siebie Ja, który po meczu mówił, że uwielbia takie sytuacje. Zaraz po rozpoczęciu akcji Morant zszedł na lewą stronę, a jego rzut odbił się jeszcze od tablicy i wpadł do kosza przywracając gości z Tennessee na prowadzenie.
Suns mieli jeszcze szansę, ale ich próba okazała się nieskuteczna. To druga porażka z rzędu drużyny walczącej w czołówce zachodu. Booker skończył zawody z dorobkiem 30 punktów i 4 asyst. Z double-double 13 oczek i 13 asyst schodził z parkietu Chris Paul. W zespole przeciwnika również wyróżniał się obwód. Ja Morant zanotował 33 oczka (14/25 FG), 4 zbiórki i 4 asysty a Desmond Bane dołożył rekordowe w karierze 32 punkty na skuteczności 6/11 z dystansu.