Ja Morant po raz kolejny skradł show na parkietach NBA. Koszykarz poprowadził swoich Grizzlies do 34. zwycięstwa w sezonie, zadając przy tym 10. przegrana Utah Jazz w ostatnich 12 meczach.
Lider Memphis Grizzlies zapisał minionej nocy na swoim koncie 30 punktów, 10 zbiórek oraz 10 asyst, zapisując się na stałe w historii swojej drużyny. Jeszcze żaden koszykarz w barwach tej ekipy nie zanotował tylu punktów, zdobywając też triple-double. Dla młodego koszykarza była to czwarta w karierze potrójna zdobycz.
- Myślę, że to zwycięstwo było bardziej istotne, niż moje triple-double. Ale chyba było ono potrzebne do tego, żebym teraz się uśmiechał i mógł świętować zwycięstwo - powiedział zaraz po spotkaniu koszykarz.
Kluczowa do wygrania tego meczu była trzecia kwarta, w której to świetnie układała się współpraca na linii Ja Morant - Brandon Clarke. Ten pierwszy kilkukrotnie bowiem narzucał koledze piłkę na alley-oopy, którymi to zwiększyli prowadzenie nad będącymi w kryzysie Utah Jazz. Zespół z Salt Lake City przegrał bowiem 10 z ostatnich 12 meczów.
- Clarke jest niesamowitym atletą. Wiem, że jak mam trochę miejsce i widzę go nabiegającego, to wystarczy, żebym wyrzucił wysoko piłkę w powietrze. I wiem, że zrobi z tej piłki pożytek - dodał Morant.
W 37 meczach tego sezonu Morant zapisuje rewelacyjne 25,8 punktu, 6,9 syty oraz 5,9 zbiórki. Coraz więcej koszykarzy przyznaje, że jest w nim ogromny potencjał, by na lata zdominować ligę. Tak uważa chociażby Draymond Green, który wymienia go wśród najlepszych zawodników, przeciwko którym miał okazję grać.
Memphis Grizzlies z 34 zwycięstwami i 17 przegranymi są trzecią najlepszą drużyną na Zachodzie. Nad czwartymi Jazz mają cztery zwycięstwa przewagi.