Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często. Poprzedniej nocy Chicago Bulls grali wyjazdowe spotkanie w Waszyngtonie i po raz kolejny wygraną dał im game-winner DeMara DeRozana.
To już siódme zwycięstwo z rzędu zespołu Billy’ego Donovana. Takiej serii nie mieli od grudnia 2014 roku. Z kolei DeMar DeRozan jest pierwszym graczem w historii NBA, który trafił game-winner w dwóch kolejnych meczach (według Basketball Reference). Po zakończeniu spotkania mówił, że sam nie wie czy to sen, czy rzeczywistość. Washington Wizards prowadzili przez większą część meczu, więc dla nich ta porażka jest szczególnie bolesna.
Ograli Bulls 72:30 w punktach z pomalowanego, gdzie mieli zdecydowanie największą przewagę. Dla ekipy z Chicago to cenna lekcja. Nie wszystko w tym meczu wychodziło liderowi wschodu tak, jak powinno i choć kolejna wygrana kibiców zespołu cieszy, to w niektórych elementach gry Bulls nadal mają wiele do zrobienia. To jednak nie przysłoni fantastycznej historii, jaką Byki piszą na tym etapie sezonu. Ostatnio mieli przecież ogromne problemy.
Zobacz także: Dostała w głowę i domaga się przeprosin
Nadal grają bez Lonzo Balla, który nie opuścił kwarantanny. Powoli jednak sytuacja zaczyna się prostować. Crunch-time meczu z Wizards był naprawdę gorący. Na 3,3 sekundy przed końcem Kyle Kuzma, który wyszedł do gry w charakterze rozgrywającego, trafił rzut dający gospodarzom prowadzenie 119:117. Sytuacja zatem była skomplikowana, ale już w meczu z Indianą Pacers DeRozan potwierdził, że potrafi znaleźć rozwiązanie.
Złapał piłkę na lewym skrzydle, obrócił się, zrobił pompkę i oddał bardzo trudny rzut mając przy sobie dwóch rywali. Twarze wszystkich zastygły w oszołomieniu, gdy pomarańczowa przecięła siatkę. DeRozan zanotował 28 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst. 35 oczek, 5 zbiórek i 3 asysty Zacha LaVine’a - ten duet rzadko zawodzi. Dla Wizards 29 punktów, 12 zbiórek i 3 asysty zanotował Kuzma, który powoli wspina się w hierarchii swojej drużyny. 27 oczek i 17 asyst (!) zapewnił Bradley Beal.