San Antonio Spurs zdecydowanie nie byli faworytami spotkania z Los Angeles Lakers. Ale wyborny mecz Batesa-Diopa sprawił, że ekipa z „Miasta Aniołów” dostała najwyższe lanie w tym sezonie.
Spurs rządzili na parkiecie niemal od początku do końca. Co prawda zespół na prowadzeniu zmieniał się cztery razy, ale drużyna z Teksasu nie przegrała żadnej kwarty, schodząc do szatni na prowadzenie 66:55. W trzeciej odsłonię Lakers zdobyli aż 37 „oczek”, ale dali sobie rzucić o dwa więcej. O tak efektownym zwycięstwie 138:110 przesądziła ostatnia część mecz, którą to Spurs wygrali różnicą 15 punktów.
Najlepszym strzelcem ekipy z San Antonio był wchodzący z ławki Keita Bates-Diop, który w niecałe 27 minut trafił 11/11 rzutów z gry (w tym 3/3 z obwodu). To przełożyło się na 30 punktów, do których dorzucił jeszcze 7 zbiórek. Bardzo dobre zawody rozegrali też Derrick White oraz Lonnie Walker IV, którzy zdobyli kolejno 23 i 21 punktów. O ile wiele do życzenia pozostawiała skuteczność Dejounte Murraya, to koszykarz rozdał niezwykle ważnych 13 asyst.
Po stronie Lakers kolejny fantastyczny mecz rozegrał LeBron James, ale to na niewiele się zdało. Skrzydłowy zapisał na swoim koncie 36 punktów, 9 zbiórek oraz 6 asyst a ponadto trafił bardzo dobre 15 z 26 rzutów z gry. 30 „oczek” zbierał z kolei Russell Westbrook, który dopisał do tego także 7 zbiórek. Skuteczność reszty zespołu pozostawiała jednak wiele do życzenia, dlatego też Lakers przegrali aż tak wysoko.
Los Angeles Lakers z 16 zwycięstwami i 17 przegranymi są szóstą ekipą na Zachodzie. W kolejnym meczu zmierzą się z Brooklyn Nets, dlatego muszę szybko wyciągnąć jakieś wnioski. San Antonio Spurs z kolei zapisali w tym sezonie na swoim koncie 13 zwycięstw i 18 przegranych, co daje im 10. lokatę na Zachodzie.