Problem dla LA Lakers może polegać m.in. na tym, że wokół nich jest coraz więcej drużyn, które mają bogatszych właścicieli, a co za tym idzie są gotowi realnie konkurować zarówno pod kątem sportowym, jak i finansowym.
Jednak 6-letnia oferta za 70 milionów dolarów złożona Danowi Hurleyowi zaprzecza, jakoby w Los Angeles próbowali przede wszystkim oszczędzać. Gdy jednak zajrzymy do organizacji nieco głębiej, okazuje się, że brakuje w niej podstawowych struktur, które są standardem dla ekip z Lakers rywalizujących. Odrzucenie przez Hurleya oferty zostało potraktowano jako policzek w twarz. Jest dowodem na to, że Lakers - pomimo gotowości do naprawdę poważnego zaangażowania - nie byli w stanie przekonać swoją atrakcyjnością.
Zobacz także: Poważna kontuzja Porzingisa?
Lakers nie są nawet najbogatsi w swoim mieście, bowiem znacznie lepsze możliwości finansowe ma Steve Ballmer, właściciel LA Clippers. Co jednak trzeba podkreślić - pieniądze tytułów nie zdobywają i to stało się na przestrzeni ostatnich lat jasne. Problem się pojawia, gdy twoja drużyna nie ma rozwiniętego personelu sportowego i nie inwestuje w sieć skautów rozbitych po całym świecie, a tak właśnie jest w przypadku Lakers. Z informacji BleacherReport wynika, że Lakers mocno te kwestie w ostatnich latach zaniedbali.
To również może mieć odbicie na tym, jak są postrzegani przez kandydatów na head-coacha. W tym momencie poszukiwania mają się skupiać na J.J.-u Redicku i Jamesie Borrego. Każdy z nich - jeśli zatrudniony - będzie zmuszony do zbudowania całego sztabu szkoleniowego, bowiem wraz z Darvinem Hamem odeszła także reszta specjalistów. Lakers nigdy nie skąpili na gwiazdy NBA, ale potrzebują zorientować część swojego budżetu na pozostałe “departamenty”, by dobić do standardów nowoczesnego zespołu. To może pomóc wydobyć się z ligowego średniactwa.