Czy już teraz możemy mówić, że LeBron James jest królem Las Vegas? Można odnieść wrażenie, że cała arena w trakcie meczu półfinałowego z New Orleans Pelicans była po stronie zawodnika Los Angeles Lakers.
Los Angeles Lakers przejechali się po New Orleans Pelicans i po blow-oucie awansowali do finału turnieju, w którym zmierzą się z Indianą Pacers prowadzoną przez Tyrese’a Haliburtona. LeBron James w starciu z Pels zanotował na swoje konto 30 punktów (9/12 FG, 4/4 3PT), 5 zbiórek i 8 asyst. W trakcie drugiej kwarty spotkania miał serię trzech akcji z rzędu, w których trafiał za trzy punkty. Po ostatniej trójce, rzucanej z 9 metrów, wyraźnie chciał sprawdzić “jak gorącą ma rękę”. Las Vegas eksplodowało, a LBJ dobrze się bawił.
Zobacz także: Haliburton jest wielki
- Po prostu staram się być przykładem dla moich kolegów. Podejmować słuszne decyzje na parkiecie - mówił po meczu. - My się dopiero uczymy, jakim mamy być zespołem, jak mamy grać i w jaki sposób wygrywać. Jeśli będziemy bronić, to każdej nocy damy sobie szansę na zwycięstwo - mówił po meczu LeBron James.