Chicago Bulls przed sezonem spotkali się ze sporą krytyką, ściągając latem do siebie DeMara DeRozana. Miał być najbardziej przepłaconym graczem tego offseason, a tymczasem… wybiegnie w pierwszej piątce Meczu Gwiazd.
Żarty z tego podpisu zakończyły się szybko, bowiem już na początku sezonu. Bulls w pierwszych siedmiu meczach odnieśli sześć zwycięstw, a mimo trudnej sytuacji kadrowej drużyna wciąż utrzymuje się w ścisłym topie Wschodu. Główna w tym zasługa duetu LaVine - DeRozan. Z tą dwójką na parkiecie Bulls pokonują rywali o 6,8 punkty na 100 posiadań piłki.
- Ten duet był nam po prostu pisany. Czujemy się świetnie na parkiecie i cieszymy się, że możemy grać razem. Organizacja na tym korzysta, a czy może być lepsza sytuacja, niż obecna? Gramy dobrą koszykówkę, cieszymy się z gry i mierzymy wysoko - powiedział LaVine.
O ile statystyki Zacha nieco spadły (ma to związek z tym, że w końcu ma obok siebie innego zawodnika gotowego do wzięcia piłki i zdobycia punktów), to DeRozan notuje najlepsze średnie w karierze. Na swoim koncie w 49 meczach notował średnio 27 punktów, 5,2 zbiórki oraz 5,1 asysty. 32-latek idealnie wpasował się do systemu gry Billy’ego Donovana, a przebudowa Chicago Bulls przebiega naprawdę pomyślnie. Już teraz w pełni zdrowy zespół jest w gronie kandydatów do tytułu.
Minionej nocy Bulls nie znaleźli sposobu na zatrzymanie Devina Bookera i ulegli Phoenix Suns 124:127. Rewelacyjne zawody rozegrał DeRozan, który trafiając 16 z 27 rzutów z gry zapisał na swoim koncie 38 punktów. O sześć „oczek” gorszy był Zach LaVine, który dorzucił od siebie 8 asyst i 6 zbiórek.