Sezon 2022/23 rozpoczął się dla Los Angeles Lakers koszmarnie. Zespół po dziesięciu meczach ma bilans 2-8 i na ten moment nie widać światełka w tunelu. Czy to może być jeszcze gorszy rok niż poprzedni?
W gruncie rzeczy jedyną ostoją Los Angeles Lakers w trakcie pierwszych dziesięciu spotkań sezonu regularnego był LeBron James. Jednak nawet on notuje liczby, które są niepokojąco niskie. Lider LAL trafił zaledwie 13 z 62 prób za trzy punkty, co daje skuteczność na poziomie 20,9%. To najgorszy wynik w jego karierze i najgorszy wynik w lidze wśród koszykarzy, którzy oddają co najmniej cztery próby z dystansu na mecz.
Zobacz także: Steve Kerr sugeruje skrócenie sezonu
W ostatnim spotkaniu James pauzował z powodu obolałej lewej stopy. W 9 spotkaniach, które rozegrał notował na swoje konto średnio 24,3 punktu, 8,9 zbiórki i 7,1 asysty trafiając 44,7 FG%. Zawodnik nie może być zadowolony z tych liczb, ale już w trakcie off-season z szatni Lakers płynął jasny przekaz - zespół Darvina Hama ma grać większość swoich akcji przez Anthony’ego Davisa, więc siłą rzeczy LBJ miał ustąpić miejsca młodszemu koledze.
Problem polega na tym, że adaptacja wszystkich założeń Hama przebiega bardzo topornie. Davis przeplata lepsze mecze z gorszymi i momentami Lakers nie mają innej broni poza próbą zdominowania gry na piłce przez LeBrona. Ten jednak doskonale wie, że w tym momencie swojej kariery musi konserwować swoje zdrowie, jeżeli celem jest szczytowa forma w fazie posezonowej. Na razie jednak play-offy nie są ani dla LeBrona, ani dla Lakers żadnym zmartwieniem.