To była kolejna bardzo słaba noc w wykonaniu koszykarzy Brooklyn Nets. Zespół Steve’a Nasha o ile dobrze rozpoczął mecz z Sacramento Kings, to później było już tylko gorzej. Drużyna z Barclays Center uległa 101:112.
W pierwszej odsłonię nic nie zapowiadało, że Nets to spotkanie przegrają. Bez większych problemów rzucili 32 punkty, a po pierwszej połowie mieli ich na swoim koncie 62. Wychodząc na drugą połowę Nets prowadzili ośmioma punktami i z minuty na minutę ich przewaga topniała. Całkowicie stopniała w ostatniej części meczu, w której to Tyrese Haliburton zdobył 12 punktów. Ostatecznie Kings triumfowali 112:101.
Zdecydowanie zawiódł w tym spotkaniu James Harden Występujący jako rozgrywający koszykarz zdobył zaledwie 4 punkty - trafił 2/11 rzutów z gry, pudłując wszystkie pięć prób obwodowych. Rozdał 12 asyst i miał 7 zbiórek. Kings trzeba pochwalić za obronę na Hardenie, który ani razu nie stanął na linii rzutów wolnych.
Drużynę z Sacramento należy wyróżnić za świetne dzielenie się piłką w ataku. Aż siedmiu koszykarzy zapisywało na swoim koncie co najmniej 10 „oczek”. Najwięcej zapisał Harrison Barnes, który zapisał na swoim koncie 19 punktów, 7 zbiórek oraz 4 asysty. Po 18 punktów zapisali Davion Mitchell i Buddy Hield, a podwójną zdobycz punktową zapisali jeszcze Tyrese Haliburton, Damian Jones, Chimezie Metu i Maurice Harkless.
Najlepszym zawodnikiem drużyny z Brooklynu był Nic Claxton, który w niecałe 30 minut zapisał na swoim koncie double-double w postaci 23 punktów i 11 zbiórek. Solidne wsparcie z ławki dał James Johnson, który zdobył 18 punktów, a Kyrie Irving na słabej skuteczności osiągnął 14 „oczek”.
Niewykluczone, że Brooklyn Nets podejmą jakieś kroki na rynku transferowym - szczególnie, że okienko zamyka się już za chwilę. W ostatnich sześciu meczach zespół Steve’a Nasha przegrywali z Phoenix Suns, Golden State Warriors, Denver Nuggets, Los Angeles Lakers i Minnesotą Timberwolves. Ich bilans w ostatnich 10 meczach to 3-7.