Kevin Durant zdecydowanie skorzystał na braku Jamesa Hardena i rozegrał swój siódmy mecz w NBA, w którym zdobył co najmniej 50 punktów. Jego Nets pokonali Pistons 116:104.
Skrzydłowy spędził na parkiecie ponad 41 minut i trafiając 51,6% rzutów z gry, zapisał na swoim koncie 51 punktów, 9 asyst oraz 7 zbiórek. Trafił też rewelacyjne 14 z 15 rzutów z linii. W Little Caesars Arena dawno nie widziano tak dobrego występu.
- Wiedziałem, że będę musiał zdobyć więcej punktów tej nocy. Notowaliśmy jednak za dużo strat, zarówno ja, jak i reszta chłopaków. Więc uznałem, że lepiej, jak po prostu zacznę rzucać - mówił po spotkaniu Durant.
Drugim najlepszym strzelcem Nets był Patty Mills, który zdobył 18 „oczek”.
- Fajnie było przyglądać się temu z perspektywy parkietu. Bycie częścią takich meczów jest czymś niesamowitym. Nie widuje się wielu takich meczów, dlatego to dla mnie ogromne przeżycie - mówił rozgrywający.
O zwycięstwie ekipy z Barclays Center zadecydowała ostatnia kwarta, w której Pistons grali bardzo słabą koszykówkę (w przeciwieństwie do poprzednich części meczu). Po 36 minutach gospodarze prowadzili bowiem 91:86, a w ostatniej ćwiartce ulegli aż 13:30. Ostatecznie musieli więc uznać wyższość Brooklyn Nets, którzy triumfowali 116:104.
Najlepszym zawodnikiem Pistons był Cade Cunningham. Pierwszoroczniak zapisał 26 punktów, 8 zbiórek oraz 6 asyst. Trafił też bardzo dobre 5/8 za trzy. „Oczko” mniej zapisał wchodzący z ławki Frank Jackson, a 17 punktów, 6 asyst i 6 zbiórek dorzucił Saben Lee.
Brooklyn Nets z 19 zwycięstwami i 8 przegranymi są najlepszym zespołem na Wschodzie. Detroit Pistons z kolei mają zaledwie 4 zwycięstwa i 22 przegrane, mając najgorszy bilans w całej lidze.