Indiana Pacers odpowiedziała New York Knicks na ostatnią porażkę i po raz kolejny mamy w tej serii remis. To oznacza, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebny będzie mecz numer siedem, który odbędzie się w Nowym Jorku.
Jalen Brunson dwoił się i troił, ale jego starania nie wystarczyły. Poprzedniej nocy lepsi byli koszykarze prowadzeni przez trenera Ricka Carlisle’a i grając z nożem na gardle, udźwignęli presję przedłużając swoje nadzieje na dobry wynik w play-offach. - Lepiej przesuwaliśmy piłkę i lepiej zbieraliśmy, a to w tej serii ma kluczowe znaczenie - mówił zaraz po meczu trener Carlisle, który poprosił swoich zawodników, by grali twardą koszykówkę. W całym meczu wygrali walkę na tablicach 47:35.
Pacers wygrali wszystkie mecze play-off rozgrywane przed własną publicznością. Jalen Brunson potrzebował czasu, by odpowiednio nastawić swój celownik. Jego 11 pudeł z rzędu pod koniec pierwszej kwarty pomogło Pacers schodzić do szatni z 10-punktową przewagą (51:61). Jeszcze na starcie trzeciej kwarty krótka seria punktowa Brunsona zredukowała stratę do 5 oczek, ale po przerwie na żądanie rzutami za trzy odpowiedzieli Tyrese Haliburton i Andrew Nembhard i z tego się już Knicks nie podnieśli.
Na domiar złego dla NYK, pod koniec czwartej kwarty parkiet opuszczał Josh Hart. Zawodnik mógł doznać urazu mięśni brzucha. - To mecz numer siedem, dlatego oczekuję, że będzie grał - mówił jasno Brunson. Lider Knicks zanotował na swoje konto 31 punktów (11/26 FG, 3/8 3PT) oraz 5 asyst. Kolejnych 20 oczek (8/12 FG, 4/8 3PT), 2 zbiórki i asysta Milesa McBride’a. Dla Pacers 25 punktów (11/21 FG), 7 zbiórek, 5 asyst i 2 przechwyty Pascala Siakama oraz 17 oczek (6/10 FG), 8 zbiórek, 3 asysty i 2 bloki Mylesa Turnera.