Nie był to powrót, który zawodnik Washington Wizards będzie wspominał dobrze. Jego zespół ponownie musiał uznać wyższość rywala. Stephen Curry przejął lejce i trafił osiem rzutów z dystansu.
Miami Heat wytrzymali mocnego Trae Younga i odnieśli 17. zwycięstwo w sezonie. Ponownie bardzo ważną rolę dla Heat odegrał Duncan Robinson trafiając w czwartej kwarcie 21 punktów. Robinson jest w tym sezonie game-changerem dla ekipy z Florydy. W poprzednich latach pojawiał się bardzo często w pogłoskach transferowych, ale w bieżących rozgrywkach znacząco swoją sytuację poprawił. Jeszcze na początku trzeciej kwarty gospodarze przegrywali różnicą 11 punktów. Jednak dzięki serii Robinsona w czwartej kwarcie, Heat wyszli na prowadzenie 104:96.
Tego już nie oddali. Tymczasem Trae Young notuje szósty mecz z rzędu z minimum 30 punktami i 10 asystami. Dłuższą serię miał tylko Oscar Robertson. W całym meczu lider Hawks zanotował 30 oczek (10/22 FG, 7/13 3PT), 13 asyst i 2 przechwyty. 24 punkty (10/20 FG, 3/9 3PT), 8 zbiórek, 6 asysty i 3 przechwyty zapewnił od siebie Dejounte Murray. Dla Heat z kolei 27 punktów (8/11 FG, 4/7 3PT), 3 zbiórki, 3 asyty Robinsona oraz 30 oczek (11/21 FG, 7/13 3PT), 7 zbiórek Tylera Herro.
To było show Domantasa Sabonisa, który zanotował czwarte triple-double w tym sezonie. Tymczasem Phoenix Suns przegrali cztery z pięciu ostatnich meczów i mają bilans 14-14. W Arizonie bardzo szybko muszą swoją sytuację przemyśleć, by na koniec sezonu regularnego nie obudzić się z ręką w nocniku. W rotacji Suns nadal brakuje leczącego uraz kostki Bradleya Beala. Poza grą z powodów osobistych był także Jusuf Nurkić, natomiast Josh Okogie ma problem z biodrem.
Kings otworzyli trzecią kwartę trafiając kolejnych 11 rzutów. Suns mają szczególne problemy w obronie, często nie mając żadnych powtarzalnych mechanizmów. Kevin Durant zanotował 28 punktów (9/14 FG, 2/3 3PT), 7 zbiórek i 2 asysty. Kolejne 24 oczka (9/20 FG), 4 zbiórki i 7 asyst Devina Bookera. Natomiast dla Kings 28 punktów (12/15 FG), 11 zbiórek i 12 asyst Sabonisa. 23 oczka (9/17 FG), 6 zbiórek, 7 asyst i 3 przechwyty De’Aarona Foxa i 21 oczek (8/13 FG), 5 zbiórek Keegana Murraya.
Joordan Poole wrócił do San Francisco i robił co mógł, by pokazać się z jak najlepszej strony. Jednak ekipa z DC nie stanowi dla ligi poważnego zagrożenia i ostatecznie musiała uznać wyższość Golden State Warriors. Stephen Curry przed meczem mocno Poole’a przytulił, ale już w trakcie nie miał dla jego zespołu litości trafiając swoje najlepsze w tym sezonie osiem trójek, dał GSW kluczową przewagę. Dla graczy Steve’a Kerra to ósme domowe zwycięstwo z rzędu. Jeszcze na początku trzeciej kwarty było 63:63 po punktach Daniela Gafforda.
Gospodarze wygrali jednak trzecią kwartę 38:22 i osiągnęli dwucyfrowe prowadzenie, którego już nie oddali. W składzie Warriors zabrakło chorego Andrew Wigginsa. Curry zanotował na swoje konto 30 punktów (9/18 FG, 8/13 3PT), 4 zbiórki i 7 asyst. Kolejne 22 oczka (9/11 FG), 4 zbiórki i 3 asysty Jonathana Kumingi. Z kolei po stronie gości z Waszyngtonu 25 punktów (7/21 FG, 3/12 3PT), 3 asysty i 2 przechwyty Poole’a oraz 18 oczek (7/15 FG) Coreya Kisperta.