Ekipa z San Antonio pokonała na własnym parkiecie Miami Heat. W starciu dwóch znakomitych wysokich lepszy okazał się Victor Wembanyama, który na starcie rozgrywek przedstawił się jako kandydat do walki o MVP.
Ryan Rollins po raz drugi z rzędu ustanowił rekord kariery, zdobywając 32 punkty, a Milwaukee Bucks – mimo braku Giannisa Antetokounmpo – pokonali Golden State Warriors 120:110. Antetokounmpo zmagał się z bólem lewego kolana. Choć widniał w raporcie medycznym jako „prawdopodobny do gry”, Bucks ogłosili na godzinę przed rozpoczęciem spotkania, że dwukrotny MVP nie wystąpi. Grek obserwował mecz z ławki.
Rollins trafił 13 z 21 rzutów z gry i 5 z 7 zza łuku. Stephen Curry zdobył 27 punktów, Jonathan Kuminga 24, a Jimmy Butler 23 dla Golden State. Warriors zniwelowali stratę z ośmiu punktów do wyniku 104:106 po trójce Curry’ego na 4:03 przed końcem. Rollins odpowiedział dziesięć sekund później rzutem z dystansu, rozpoczynając serię 11:2. Swój znakomity występ przypieczętował jeszcze jedną trójką, ustalając wynik meczu na 25 sekund przed końcem.
Victor Wembanyama zdobył 27 punktów, 18 zbiórek, sześć asyst i pięć bloków, a San Antonio Spurs poprawili bilans do 5-0 – po raz pierwszy w historii klubu rozpoczęli taką serią. Bam Adebayo odpowiedział 31 punktami, 10 zbiórkami i trzema asystami w starciu dwóch środkowych. Miami zagrało bez Normana Powella (naderwanie pachwiny), Tylera Herro (uraz kostki), Kasparasa Jakucionisa (naderwanie pachwiny) i Nikoli Jovicia (stłuczenie biodra), ale mimo osłabionego składu Heat mocno nacisnęli w czwartej kwarcie, zanim ich seria trzech zwycięstw z rzędu została przerwana.
Heat rozpoczęli ostatnią część meczu runem 17:1 w ciągu pierwszych 4 minut i 35 sekund, podczas której jedynym punktem Spurs był rzut wolny Wembanyamy. Miami wygrało tę kwartę 29:20, jednak Spurs zakończyli spotkanie serią 8:3 i utrzymali zwycięską passę. Aż sześciu zawodników San Antonio zdobyło dwucyfrową liczbę punktów. Stephon Castle zanotował 21 punktów, osiem asyst i sześć zbiórek, a Devin Vassell dodał 17 punktów. Ciągle czekamy na powrót do gry Jeremy’ego Sochana.