San Antonio Spurs byli bardzo blisko sprawienia niespodzianki i pokonania Los Angeles Clippers. Ostatecznie zabrakło im jednak skuteczności w ostatniej kwarcie i egzekucji z czystych pozycji. Bardzo niewidoczny na parkiecie był Jeremy Sochan.
Spurs na samym starcie meczu zaskoczyli Clippers aktywnością w ataku, jednak po kilku minutach to drużyna z Los Angeles zaczęła przejmować kontrolę. W pewnym momencie podopieczni Tyronna Lue prowadzili już nawet 19 punktami, ale ekipa z San Antonio nie planowała się poddawać. Koszykarze prowadzeni przez Gregga Popovicha zaczęli odrabiać straty, a w drugiej odsłonie prezentowali się świetnie – zdobyli aż 40 punktów, dzięki czemu do szatni schodzili prowadząc 58:54.
Po przerwie rewelacyjnych zawodów nie przestawał rozgrywać wchodzący z ławki Devin Vassell. Rzucający rozegrał swój najlepszy mecz na parkietach NBA i ostatecznie zakończył rywalizację z 29 punktami na 75% skuteczności. O ile po 36 minutach meczu Spurs pozostawali na prowadzeniu, tak w czwartej kwarcie Clippers zachowali więcej zimnej krwi i wykorzystali każdą otwartą pozycję. Dzięki temu świętowali zwycięstwo 111:106.
Jeśli chodzi o Jeremy’ego – bardzo słabo wszedł w to spotkanie. W pierwszej połowie nie miał tak naprawdę pozycji rzutowych, ani szans na wyprowadzanie szybkich kontrataków. Pierwsze punkty zdobył dopiero w drugiej połowie, kiedy koledzy zaczęli więcej dzielić się z nim piłką. Ostatecznie spotkanie zaończył z 6 punktami, 2 zbiórkami i 2 asystami. Sochan znów grał na dobrej skuteczności za dwa (3/4), ale spudłował wszystkie cztery próby z obwodu.
Pod kolejną nieobecność Kawhi Leonarda, grę na siebie brał Paul George. I spisywał się świetnie – spotkanie zakończył z 33 punktami i bardzo dobrą, 68,6% skutecznością z gry. Spokój pod koszem zagwarantował Ivica Zubac, który zapisał 17 „oczek” oraz 15 zbiórek. Dwucyfrową zdobycz punktową zapisywali też John Wall, Reggie Jackson oraz Norman Powell.