Ben Simmons nie był widziany w tym sezonie na parkiecie ze względu na konflikt w Philadelphii 76ers. Po wymianie wciąż nie zadebiutował w barwach Brooklyn Nets. Koszykarz domaga się teraz 20 milionów dolarów zwrotu od Sixers.
Australijczyk uważa, że drużyna z Philadelphii postąpiła niezgodnie z kontraktem, nie wypłacając mu 20 milionów dolarów - tak, jak wynikało to z umowy. Sixers nie zrobili tego ze względu na fakt, że Simmons odmówił trenowania i grania z drużyną. Mimo to, Ben ma poparcie Narodowego Związku Zawodowego Koszykarzy (kieruje nim CJ McCollum) i będzie domagał się od byłego pracodawcy tych pieniędzy.
25-latek nie wziął udziału w obozie przedsezonowym z Sixers, a wcześniej zrezygnował także z gry na Igrzyskach Olimpijskich (Australia zajęła trzecie miejsce). Simmons przez kilka miesięcy próbował wymusić wymianę, do której w końcu doszło podczas zamykania okienka transferowego. Koszykarz trafił na Brooklyn, gdzie jednak wciąż nie zadebiutował. Wszystko przez problemy z kręgosłupem.
76ers karali swojego byłego już zawodnika kwotą 360 tysięcy dolarów za każdy opuszczony mecz. Na moment zaprzestano mu naliczać kar, gdy poinformował, że jego nieobecność związana jest z problemami ze zdrowiem psychicznym. Klub chciał czuwać nad jego procesem leczenia, a gdy Simmons wspólnie ze swoim obozem się na to nie zgodził - kary zostały wznowione.
W poprzednim sezonie Australijczyk rozegrał 58 meczów, w których notował średnio 14,3 punktu, 7,2 zbiórki oraz 6,9 asysty. Dorzucał do tego też bardzo dobre 1,6 przechwytu. Australijczyk jest jednym z najlepszych obrońców w lidze, dlatego gdy tylko ponownie dołączy do Nets (wszyscy wierzą, że jeszcze w tym sezonie zasadniczym), to drużyna z Barclays Center będzie w stanie sporo namieszać.