Trzeci mecz sezonu i trzeci raz w pierwszej piątce San Antonio Spurs. Mimo wszystko – Jeremy Sochan pewnie inaczej wyobrażał sobie spotkanie z Philadelphią 76ers. Nie otrzymał zbyt wielu szans od Gregga Popovicha, a Spurs pokonali Sixers 114:105.
Sochan całkiem solidnie rozpoczął spotkanie – był aktywny na zbiórce, biegał w kontrze i w końcu próbował też sam ją wyprowadzać. Po jednym z szybkich ataków był faulowany i stanął na linii rzutów wolnych – trafił jedną próbę i to niestety była jego cała zdobycz w tym spotkaniu. Sochan bardzo dobrze pomagał kolegom w obronie, jednak w systemie Gregga Popovicha wystarczy najmniejszy błąd, aby usiąść na ławce. I tak też się stało.
W drugiej części meczu nasz jedynak ponownie wybiegł na parkiet, jednak po złym ustawieniu w obronie i wymuszeniu faulu przez Tyrese Maxeya – legendarny trener Spurs ponownie posadził Jeremy’ego na ławce. Ostatecznie Sochan spędził na parkiecie nieco ponad 10 minut i nie trafiając żadnej z trzech prób z gry (dwie z obwodu) zakończył z punktem, 3 zbiórkami, asystą oraz blokiem.
Spurs ponownie liderował duet Vassell – Johnson. Devin zapisał na swoim koncie bardzo dobre 22 punkty przy 64,3% skuteczności, a Keldon otarł się o double-double z 21 „oczkami” i 9 zbiórkami. Podwójna zdobycz przypadła Jakobowi Poeltlowi, który schodził z parkietu mając na swoim koncie 13 punktów i 10 zebranych piłek.
Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Sixers był Joel Embiid, który zanotował 40 punktów i 13 zbiórek. Mimo rewelacyjnej linijki – w niektórych momentach meczu sprawiał wrażenie, że nadal jest bardzo daleki od optymalnej formy. Szczególnie, że pozwolił Jakobowi Poeltlowi na zebranie siedmiu piłek pod własnym koszem. Solidne zawody rozegrał z kolei Tyrese Maxey, który zanotował 25 punktów i 6 asyst. Zdecydowanie zawiódł James Harden, który zdobył 12 punktów i rozdał 12 asyst, ale trafił zaledwie 4 z 18 rzutów.