Stephen Curry i Jordan Poole dobrze się bawili poprzedniej nocy. Ich dyspozycja pomogła Golden State Warriors wygrać mecz numer dwa i wyrównać stan finałowej rywalizacji.
W gruncie rzeczy to właśnie Stephen Curry utrzymywał swój zespół w grze. Bez wsparcia swojego lidera, Golden State Warriors momentami wyglądali na zagubionych. Gdy wrócił po kilku minutach drugiej kwarty, GSW zrobili run 10:0, który pozwolił im objąć prowadzenie. W całym meczu Steph zanotował 29 punktów trafiając 5/12 za trzy. Jeden z jego rzutów był absolutnie szalony, gdy z nieprzygotowanej pozycji bez jakiegokolwiek wysiłku trafił niezwykle ważną trójkę.
Zobacz także: Potężna suma za koszulkę Kobego
W drugiej połowie do zabawy dołączył Jordan Poole, który był krytykowany za swoją postawę w meczu numer jeden. Młody zawodnik Warriors w końcu odnalazł dobry rytm i trzecią kwartę zakończył w wielkim stylu, gdy przedryblował za połowę i z około 11 metrów trafił fantastyczny rzut, który dał jego drużynie 23-punktowe prowadzenie. Trafienie Poole’a bez wątpienia było ozdobą nocy. Skończył mecz z 17 punktami i 5/9 z dystansu. Po tym ciosie Boston Celtics nie byli się już w stanie podnieść.
Seria na dwa kolejne mecze przenosi się do Bostonu. Tam gospodarze będą chcieli odpowiedzieć na przewagę rywala. W meczu numer dwa dostali jednoznaczny sygnał, że wszystko w drużynie z San Francisco zaczyna się od Stephena Curry’ego. Wyjęcie go z meczu jest piekielnie trudnym zadaniem, ale niewykluczone, że tylko powstrzymując Stepha C’s są w stanie stworzyć przewagę i zaskoczyć Warriors. Przed nami jeszcze sporo szachowych ruchów w tej serii.