Tyrese Haliburton nie gryzł się w język, gdy spytano go o konieczność rozegrania 65 meczów sezonu regularnego w kontekście wyróżnień indywidualnych. Zawodnik Indiany Pacers może przez to stracić ogromną sumę.
W umowie Tyrese’a Haliburtona zapisany jest bonus w wysokości 41 milionów dolarów, który zostanie uruchomiony w momencie, w którym zawodnik zostanie wybrany do składu All-NBA. W tym sezonie Haliburton notuje średnio 23,3 punktu, 12,5 asysty i 4,1 zbiórki trafiając 49,1% z gry oraz 39,7% za trzy. Teoretycznie więc ma spore szanse na to, by w którejś z trzech najlepszych piątek się znaleźć. Problem polega na tym, że jeśli opuści jeszcze cztery mecze sezonu regularnego, nie będzie miał takiej możliwości.
Zobacz także: Czyje koszulki sprzedają się najlepiej?
Otóż liga przed rozpoczęciem sezonu 2023/24 wprowadziła w życie przepis, który uprawnia zawodnika do nagród i wyróżnień dopiero, gdy rozegra minimum 65 meczów i w każdym z nich spędzi na parkiecie co najmniej 20 minut.
– Moim zdaniem to idiotyczny przepis – zaczął Haliburton. – To zdanie wielu moich kolegów z NBA, ale tego chcieli właściciele, więc naszym zadaniem jest wyjść i rozegrać te minimum 65 spotkań. […] Dbam o swoje ciało, by zrobić ten pułap. Sami widzicie, że inni też tak robią, bo skoro właściciele są szczęśliwi… – dodał z przekąsem.
Haliburton praktycznie nie ma marginesu na błąd - w tym wypadku rozumiany jako kontuzję. Wystarczy, że skręci kostkę i opuści kolejne dwa tygodnie. To spowoduje, że wypadnie z puli. W podobnej sytuacji jest Joel Embiid, który ma margines w postaci pięciu meczów, a poprzedniej nocy doznał groźnie wyglądającego urazu kolana po starciu z Jonathanem Kumingą. Embiid, pomimo tego, że rozgrywa fantastyczny sezon, może wypaść z rozmów o MVP, bo nie dobije do wspomnianych 65 meczów. Koszykarze bardzo głośno krytykują nową regułę i niewykluczone, że za rok liga się jej pozbędzie.