Miles Bridges miał być jedną z głównych postaci w rotacji Charlotte Hornets. Po rocznej absencji wrócił i jest jedną z głównych ofensywnych opcji w składzie swojej drużyny. Jednak poprzedniej nocy napisał historię, której zapewne nie chciałby być częścią.
Wiele osób miało problem, gdy Charlotte Hornets przywrócili Milesa Bridgesa do gry. Kibice przywitali go jednak relatywnie dobrze, gdy wracał po absencji spowodowanej problemami z prawem. Trener Steve Clifford powtarzał, że Bridges ma być ważnym elementem jego układanki. W 80 meczach sezonu 2021/22 notował średnio 20,2 punktu, 7 zbiórek i 3,8 asysty. Latem 2022 roku miał podpisać nowy kontrakt.
Jednak oskarżenia o przemoc domową wstrzymały jego karierę na rok. Wrócił w tym sezonie, pomimo głosów sprzeciwu dużej części fanów NBA. W 14 rozegranych meczach wychowanek Michigan State notuje średnio 19,6 punktu, 7,2 zbiórki i 2,4 asysty trafiając 47% z gry oraz 34,2% za trzy. Sztab szkoleniowy jest zadowolony z jego postawy, lecz z bilansem 7-17 Hornets mają problem, by włączyć się do walki z czołówką konferencji. Na domiar złego z powodu urazu poza grą jest LaMelo Ball.
Zobacz także: Kolejny uraz Beala
Poprzedniej nocy Hornets dostali potężne lanie od Philadelphii 76ers. Różnica zatrzymała się na 53 punktach. Totalny blamaż przed własną publicznością. Miles Bridges w statystyce +/- był… -56. To drugi najgorszy wynik w historii NBA. Gorszy był tylko Manny Harris, który w 2011 roku był -57 w starciu Cleveland Cavaliers z Los Angeles Lakers. Bridges poprzedniej nocy był 3/14 z gry. W końcówce trafił trójkę, która uratowała go przed “pobiciem” rekordu Harrisa.