Gdy w 2013 roku Jon Scheyer jechał na turniej do Chicago, wcale nie miał w zamiarze przyglądać się umiejętnościom Jaysona Tatuma. Ostatecznie asystent trenera Duke - Mike’a Krzyżewskiego został oczarowany talentem skrzydłowego z Bostonu.
Scheyer miał wówczas zaledwie 25 lat i zaczynał pracę jako asystent w Duke. Gdy Krzyżewski trenował kadrę USA, delegował swojego pomocnika, by przyjrzał się talentowi wybitnego strzelca - Luke’a Kennarda, który miał już zaoferowane stypendium. Zadaniem Scheyera było tak naprawdę pokazanie się na turnieju w Chicago - tak, by dzisiejszy zawodnik Los Angeles Clippers zobaczył go na trybunach. Show skradł jednak… Jayson Tatum.
- Nigdy tego nie zapomnę. Wszystkie boiska były obok siebie, a Luke występował na trzecim. Przechodziłem wtedy przez pierwsze boisko i zobaczyłem takiego chudego chłopaka o twarzy sześcio, siedmiolatka, który po prostu dominował swoich rywali - wspomina Scheyer.
Oczywiście nikt wtedy nie zakładał, że młody Jayson będzie przyszłą gwiazdą NBA. 25-letni asystent Krzyżewskiego próbował przekonać do sprawdzenia umiejętności młodego koszykarza. Gdy już Scheyer nawiązał kontakt z mamą Tatuma, nie mógł odpędzić się od ciągłych smsów związanych z występami dzisiejszej gwiazdy Celtics.
W końcu udało się zorganizować spotkanie, pomiędzy przedstawicielami Duke oraz rodziną koszykarza. Scheyer wspomina, że jest to jedyny przypadek, w którym widział Mike’a Krzyżewskiego pijącego piwo. Ponadto na stole pojawiły się słynne tacosy autorstwa Brandy Cole - matki Jaysona. Po tym spotkaniu wszyscy wiedzieli, jaką uczelnie wybierze młody i utalentowany zawodnik.
Tatum rozgrywa fantastyczny sezon. W części zasadniczej wystąpił w 76 spotkaniach, w których zapisywał 26,9 punktu, 8 zbiórek oraz 4,4 asysty. Trafiał też solidne 45,3% rzutów z gry oraz 35,3% z obwodu. W Play-Offach jego skuteczność z gry spadła do prawda o kilka procent, jednak 23-latek jest obok Stephena Curry’ego i Jaylena Browna głównym kandydatem do statuetki MVP finałów.