Jako koszykarz Sacramento Kings uchodził za najlepszego centra w lidze. I trudno się dziwić, bowiem przed laty DeMarcus Cousins był nie do zatrzymania w „pomalowanym”. Teraz wciąż pozostaje bez klubu i niewykluczone, że go nie znajdzie…
- Gra w NBA znaczy dla mnie absolutnie wszystko. Wiem, że poziomem nadal nadaję się, by grać w lidze. Ciężko pracowałem i chcę tylko mieć okazję, aby to pokazać. Będę nadal ciężko trenował, by stawać się lepszym – przyznał w rozmowie.
W poprzednich rozgrywkach Cousins występował w barwach Milwaukee Bucks i Denver Nuggets. W 48 meczach zapisywał na swoim koncie 9 punktów, 5,6 zbiórki oraz 1,5 asysty, będąc naprawdę solidnym wsparciem z ławki. Sporo mówiło się jednak o tym, że cały czas jest zawodnikiem, który psuje atmosferę w szatni, przez co dziś może mieć problem znaleźć pracodawcę w najlepszej lidze świata.
Swego czasu w barwach Sacramento Kings środkowy był nie do zatrzymania. W siedmiu sezonach w barwach tej ekipy zapisywał średnio 21,2 punktu, 10,8 zbiórki, 3 asysty, 1,4 przechwytu oraz 1,2 bloku. Przed te lata ani razu nie awansowali jednak do Play-Offów, przez co jego rewelacyjne statystyki okazywały się tylko pustymi cyferkami.
- Zdaję sobie sprawę, że nie jestem już koszykarzem, który będzie prowadził drużynę do zwycięstw. Pogodziłem się z tym, bo nie jestem ignorantem. Ale jestem gotowy na mniejsze role, bo wiem, że podołam wyzwaniu. Jeśli mam wchodzić z ławki, to będę to robił. Jeśli mam siedzieć na jej samym końcu i dopingować drużynę, to będę to robił z całych sił – dodał.
Cousins po odejściu z Sacramento trafił do New Orleans Pelicans, gdzie już w sezonie 2017/18 zerwał ścięgno Achillesa. To znacząco zastopowało jego karierę i sprawiło, że nie wrócił na tak wysoki poziom. W kolejnych latach trafiał do Denver Nuggets, Golden State Warriors, Houston Rockets, Milwaukee Bucks i Los Angeles Clippers.