Odkąd wrócił na ligowe parkiety po 2,5-letniej przerwie, widać było, że walczy z samym sobą. Poprzedniej nocy w końcu zaprezentował to, co oglądaliśmy w jego najlepszych latach.
To dla Klaya Thompsona bardzo trudna przeprawa. W trakcie długiej przerwy musiał uporać się z dwoma urazami. Jego ciało dopiero zaczyna na nowo przyzwyczajać się do meczowej intensywności. Przed nim jeszcze wiele przeszkód, ale celem jest zbudowanie regularności. Poprzedniej nocy zagrał wyjątkowy mecz przeciwko Milwaukee Bucks. Poprowadził Golden State Warriors do zwycięstwa, co powinno pomóc jego pewności siebie.
- Nie mogłem się tej nocy doczekać - mówił po wszystkim. - Problemy ze skutecznością w trakcie sezonu regularnego na pewno nie zabiją moje ego. Bez względu na wszystko nadal będę wychodził na parkiet i walczył - dodał.
Warriors udało się zatrzymać serię sześciu zwycięstw z rzędu Bucks. Gospodarze wyszli na prowadzenie w drugiej kwarcie i do szatni schodzili z wynikiem 67:58. Zaraz po powrocie do gry powiększyli swoje prowadzenie runem 11:0 i dzięki dobrej postawie w defensywie pilnowali przewagi do samego końca. Bucks w całym meczu trafiali na słabej 41% skuteczności z gry. 31 punktów, 8 zbiórek i 3 asysty Giannisa Antetokounmpo.
Zobacz także: IT zostaje w NBA na dłużej
Klay ostatecznie zanotował 38 punktów (15/24 FG, 8/14 3PT), 6 zbiórek i 5 asyst. Do pierwszej piątki wrócił Jordan Poole i zagrał u boku Stephena Curry’ego oraz Klaya Thompsona, co jest interesującym rozwiązaniem ze strony Steve’a Kerra. Spisał się znakomicie, bo skończył mecz z dorobkiem 30 oczek, 6 zbiórek i 5 asyst, więc z takiego ustawienia Warriors mogą korzystać częściej. GSW nie mieli problemów pomimo zaledwie 8 oczek, 7 rzutów i 8 asyst Stephena Curry’ego.