San Antonio Spurs nie sprostali Sacramento Kings i to ich czwarta porażka z rzędu. Jednak Jeremy Sochan zaprezentował się z dobrej strony i skończył mecz z przyzwoitymi liczbami.
SPURS - KINGS 119:132
- Regularność to klucz dla reprezenanta Polski. Jeśli tego mu Gregg Popovich nie zabierze, możemy liczyć na stałe postępy w grze Jeremy’ego Sochana. Poprzedniej nocy spędził na parkiecie 33 minuty i w tym czasie zanotował 15 punktów (6/8 FG, 3/4 FT), 8 zbiórek oraz 2 asysty. Dołożył także 2 straty i był -12, ale cały zespół San Antonio Spurs nie potrafił zniwelować przewagi Sacramento Kings, którzy chcą na dobre zadomowić w czołowej szóstce Zachodniej Konferencji. Wygrali już czwarty mecz z rzędu.
Zobacz także: Czy Lonzo zdąży wrócić?
- SAS otworzyli mecz runem 13:4 i w zasadzie na tyle im Kings pozwolili. Kluczowa była trzecia kwarta, którą goście wygrali 39:26 trafiając 60% z gry. W końcówce podopiecznym Gregga Popovicha udało się zejść do -5 (106:111) po trzech trójkach z rzędu (Josha Richardsona i x2 Keldona Johnsona). Zaraz jednak Kings odpowiedzieli dwoma trafieniami De’Aarona Foxa i Harrisona Barnesa, co pozwoliło im odzyskać dwucyfrowe prowadzenie. Od bardzo dawna Kings nie grali tak… mądrej koszykówki.
- W całym meczu Sacramento Kings rzucali na 55% skuteczności z gry i mieli aż sześciu zawodników, którzy zdobyli minimum 12 punktów. Bardzo bliski triple-double był Domantas Sabonis, który zanotował 18 punktów (7/14 FG), 18 zbiórek i 8 asyst. 29 oczek (8/11 FG, 4/6 3PT, 9/11 FT), 2 zbiórki i 2 asysty Harrisona Barnesa i 23 oczka (11/21 FG), 3 asysty De’Aarona Foxa. Dla Spurs z kolei 23 punkty (10/12 FG), 7 zbiórek, 2 asysty i 2 bloki Jakoba Poeltla, 20 punktów (8/25 FG, 2/10 3PT), 7 zbiórek, 3 asysty Keldona Johnsona i z ławki 21 oczek (8/13 FG, 4/6 3PT), 4 asysty Josha Richardsona.