Los Angeles Lakers przegrali poprzedniej nocy z Minnesotą Timberwolves na wyjeździe. W rotacji ekipy z LA brakowało kilku graczy, ale z całych sił swojej drużynie próbował pomóc Isaiah Thomas.
W gruncie rzeczy to był mecz Karla-Anthony’ego Townsa (28 oczek, 10 zbiórek), który w ostatnim czasie prezentuje wybitną formę. Obrona Los Angeles Lakers nie miała odpowiedzi na wysokiego Minnesoty Timberwolves. Nie przeszkodził T-Wolves fakt, że Anthony Edwards został objęty protokołem COVID. Gospodarze na czwartą kwartę wracali z 20-punktową przewagą wygrywając wcześniejsze kwarty. Lakers nie byli sobie w stanie z tym poradzić, zwłaszcza, że stracili Anthony’ego Davisa.
Wysoki Jeziorowców dwukrotnie opuszczał parkiet z powodu dwóch różnych urazów. W pierwszej kwarcie doznał kontuzji kostki, ale wrócił. W trzeciej kwarcie ucierpiało jego kolano i po tym urazie Lakers nie chcieli już ryzykować. LeBron James nie był w stanie udźwignąć tego sam (18 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst), nawet pomimo faktu, że po kilku dniach z kwarantanny zdjęty został Russell Westbrook i rozpoczął mecz w pierwszej piątce.
Zobacz także: Irving wraca do gry!
Dodatkowe uderzenie zapewnił Lakers Isaiah Thomas. W swoim ponownym debiucie dla Los Angeles Lakers Thomas zanotował 19 punktów trafiając 5/12 FG, 2/6 3PT oraz 7/9 FT. Gdy był na parkiecie, LAL byli -1, co i tak jest niezłym wynikiem biorąc pod uwagę, że Lakers przegrali trzy pierwsze kwarty meczu. Thomas pokazał się z dobrej strony - zależało mu przede wszystkim na “prezentacji” i ta wypadła całkiem nieźle. Nie blefował mówiąc, że znów może być tym samym graczem, co kiedyś.
Lakers podpisali IT korzystając z wyjątku hardship, a to oznacza, że Thomas dołączył do Los Angeles na 10 dni. Jeśli zespół będzie chciał go zostawić na dłużej, będzie musiał kogoś innego zwolnić. Thomas dostał 22 minuty w swoim pierwszym meczu. Będzie mógł zagrać jeszcze w starciach z Chicago Bulls, Phoenix Suns, San Antonio Spurs oraz Brooklyn Nets. Jeśli w tych meczach zapewni z ławki tak dobre uderzenie, jak w meczu z Wolves, to kto wie…