Czemu nas to nie dziwi? W Filadelfii byli zachwyceni, że udało im się sprowadzić do drużyny Jamesa Hardena. Jednak przystosowanie go do gry z resztą zespołu wcale nie jest takie proste.
Poprzedniej nocy Philadelphia 76ers przegrała trzeci mecz z rzędu, co utrudnia im rywalizację o czołowe miejsca we wschodniej konferencji. Z bilansem 46-30 ekipa Doca Riversa zajmuje 4. miejsce w tabeli i traci 2,5 meczu do lidera. Po porażce z Detroit Pistons, dziennikarze spytali szkoleniowca 76ers o formę jego ławki rezerwowych, która w całym spotkaniu zdobyła… 8 punktów. Odpowiedź Riversa była zaskakująca, bo poniekąd uderzała w Jamesa Hardena.
– Ławka nie dostała za wiele rzutów. W tym fragmencie meczu częściej atakował James, niż oni. To była po prostu ciężka noc. [...] Nie przesuwaliśmy piłki, staliśmy w miejscu – kontynuował Rivers. – Nie było w nas życia, nie graliśmy jako zespół - skończył.
Harden rozegrał słaby mecz. Skończył z 18 punktami i 4/15 z gry. Musimy jednak dokładnie wyjaśnić, o co Riversowi chodzi. Otóż Harden chciał dobrze, bo atakował switche. Gdy dostrzegł, że ma przed sobą obrońcę, który teoretycznie nie powinien go zatrzymać, to wchodził w kozioł lub rzucał. Problem polegał na tym, że nie korzystał z pomocy kolegów, którzy często stali na otwartych pozycjach. Rivers nie chciał więc Hardena publicznie krytykować, a jedynie wskazać, że takie jeden z liderów wybrał rozwiązanie.
Zobacz także: Historyczny mecz Giannisa
Czy było ono dobre? Okazuje się, że nie i zapewne Sixers będą to korygować, by przed play-offami odpowiednio Hardena do reszty zespołu dopasować. Widzimy jednak, że w Philly mają konkretne problemy, z jakimi muszą się przed fazą PO uporać, by nie skończyć rywalizacji rozczarowującą porażką. Słowa Riversa mogą być więc delikatnym pstryczkiem w nos Hardena, by ten w kolejnych meczach uwzględnił fakt, że na parkiecie ma kolegów gotowych pomóc.