Na pewno więcej, niż Jayson Tatum. Okazuje się bowiem, że jeden z liderów Boston Celtics wychodził na parkiet pomimo poważnej kontuzji kolana. Gdyby nie okoliczności, potrzebowałby dłuższej przerwy od gry.
Jak donosi ESPN - Jaylen Brown w ostatnich tygodniach sezonu regularnego doznał poważnego uszkodzenia łąkotki w prawym kolanie. Zazwyczaj w takich okolicznościach, koszykarze są odsuwani od gry i rozpoczynają proces powrotu do pełni sił, który zajmuje od kilku do kilkunastu tygodni. Jednak Brown nie chciał zostawiać drużyny, która właśnie miała przystąpić do walki o obronę mistrzostwa.
W marcu przyjął kilka zastrzyków, by kolano wzmocnić i rozegrał dla Celtics końcówkę sezonu zasadniczego i całe play-offy, w których notował na swoje konto średnio 22,1 punktu i 7,1 zbiórki. Po zakończeniu serii z New York Knicks przyznał, że czuł dyskomfort, ale nie chciał szukać wymówek i najważniejsze dla niego było to, by pomóc drużynie. Zawodnik miał sporo szczęścia, że kolano pomimo dużych obciążeń wytrzymało.
– Oczywiście, to trudne, w jaki sposób odpadliśmy dzisiaj, ale patrząc na to, jak zakończyliśmy sezon — a osobiście, jak ja go zakończyłem, mimo fizycznych problemów, z którymi się zmagałem — jestem dumny z naszej drużyny – dodał.
Przed ekipą z Bean-Town bardzo ważny off-season. Zespół znacząco przekroczył progi finansowe i po zmianie właściciela może szukać oszczędności. Istnieje zatem prawdopodobieństwo, że do kolejnej kampanii drużyna prowadzona przez Joe Mazzullę przystąpi w mocno przewietrzonym składzie. Wszystko jednak wskazuje na to, że to ciągle Jaylen Brown będzie w dużej mierze odpowiedzialny za wyniki zespołu, zwłaszcza podczas absencji Tatuma.