Stephen Curry to postać, która na przestrzeni ostatniej dekady miała duży wpływ na rozwój koszykówki. Matt Barnes wychodzi z założenia, że lidera Golden State Warriors nie da się nie lubić.
Na pewno są ludzie, którzy nie pałają sympatią do Stephena Curry’ego i z pewnością są w stanie podeprzeć to konkretnymi argumentami. Jednak zdecydowana większość kibiców koszykówki widzi w liderze Golden State Warriors nie tylko wspaniałego koszykarza, ale przede wszystkim dobrego człowieka. Matt Barnes w jednym z ostatnich podcastów podkreślał, że Curry ma wokół siebie tak pozytywną aurę, iż trudno mu uwierzyć, że ktoś może Stepha nie lubić.
- Niektórzy mówią, że wygrał mistrzostwo, ale nie był MVP finałów. [...] Jeśli Warriors awansują w tym roku i na koniec zdobędą kolejne mistrzostwo, to odnoszę wrażenie, że to będzie seria Stephena Curry’ego - mówi Barnes. - Jeśli nie lubisz Stepha, to jesteś po prostu hejterem. Czego w zasadzie możesz w nim nie lubić? Jest sobą, gra tak jak powinien, nie jest egoistą. Rzadko w tych czasach spotyka się taką supergwiazdę - dodaje.
Zobacz także: MVP dla Embiida?
Trudno się z Barnesem nie zgodzić. Curry to wielka postać, która stara się zapisać złotymi zgłoskami zarówno na ligowych parkietach, jak i poza nimi. W tym sezonie Steph i kilku kolegów z drużyny mają szansę zdobyć swój czwarty tytuł. W finale zachodu prowadzą 2-0 z Dallas Mavericks i jadą do Teksasu z możliwością zakończenia serii sweepem. Curry w 13 meczach fazy posezonowej notował średnio 26,8 punktu, 5,1 zbiórki i 5,5 asysty trafiając 45,6 FG% oraz 37,5 3PT%.