Sytuacja związana z wysłaniem kilku graczy Los Angeles Lakers na kwarantannę otworzyła przed zespołem szansę na znalezienie zawodnika, który dopasuje się do potrzeb zespołu. Stanley Johnson będzie strzałem w dziesiątkę?
24 grudnia Los Angeles Lakers podpisali Stanleya Jonhsona na 10-dniowy kontrakt korzystając z wyjątku hardship. Zawodnik znakomicie odnalazł się w systemie trenera Franka Vogela i sztab szkoleniowy był pod wrażeniem jego pracy, zwłaszcza po bronionej stronie parkietu. W rotacji Lakers brakowało sprawnego defensora, który dysponuje dobrymi warunkami fizycznymi do krycia kilku różnych pozycji na parkiecie. Potwierdził to w świątecznym meczu z Brooklyn Nets.
Zobacz także: Poole na ratunek Warriors
Lakers co prawda przegrali ten mecz, ale Johnson w czwartej kwarcie dobrze wyjął z gry Jamesa Hardena i pomógł drużynie wykasować 23-punktową stratę. Stanley to były wybór z pierwszej rundy draftu. W Detroit Pistons nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei. Wkrótce okazało się, że nie ma dla niego w NBA miejsca. Johnson pozostał zdeterminowany i chce udowodnić, że zasługuje na minuty w najlepszej lidze świata.
Zespół z LA z uwagi na absencję Anthony’ego Davisa korzysta w ostatnim czasie ze small-ballu. Stanley w tym formacie dobrze się odnajduje. Jego 10-dniowy kontrakt dobiegł jednak końca i Lakers muszą podjąć kluczową decyzję - co dalej? Zespół po wytransferowaniu Rondo może zaoferować Johnsonowi kontrakt do końca sezonu lub kolejną 10-dniową umowę. Ta druga opcja jest ryzykowniejsza, bo zaraz ktoś może Johnsona przechwycić.