Przez niemal 40 lat Jerry West był związany z Los Angeles Lakers. Były koszykarz, który dobrze znany jest także jako „logo NBA” ubolewa nad tym, że po tylu latach pracy na rzecz klubu nie otrzymał należytego uznania.
West związał się z organizacją w 1960 roku, kiedy to Minneapolis Lakers wybrali go z drugim numerem draftu. 82-latek rozegrał w barwach tego zespołu 1085 meczów w latach 1960-1974. W tym czasie aż dziewięciokrotnie awansował di wielkiego finału ligi, ale tytuł wywalczył tylko w 1972 roku. Mimo przegranych finałów w 1969 otrzymał statuetkę MVP tych zmagań.
Legendarny koszykarz po zakończeniu sportowej kariery przez trzy lata był pierwszym trenerem Lakers, a następnie znajdował się w sztabie szkoleniowo-menedżerskim. W 1982 roku awansował na stanowisko generalnego managera, a w 1994 został prezesem ds. koszykówki. Tę funkcję przestał pełnić w 2000 roku. Później pracował w Memphis Grizzlies, Golden State Warriors, a od 2017 roku jest członkiem zarządu Los Angeles… Clippers.
- Jedną z najbardziej rozczarowujących rzeczy w mojej karierze jest to, że moje relacje z Lakers są po prostu okropne. I wciąż nie rozumiem dlaczego. Jak patrzę na swoją karierę to coraz częściej zastanawiam się czy powinienem zagrać gdzie indziej, niż w Lakers. Bo może gdzie indziej byłbym doceniony tak bardzo, jak ja starałem się wygrywać mecze dla organizacji - powiedział West.
Koszulka z numerem 44 Westa zawisła pod kopułą hali, a w 2011 roku przed halą odsłonięty został jego pomnik. Mimo to, legenda Lakers podkreśla, że chemia pomiędzy nim, a organizacją zanikła. Najlepszym przykładem jest to, że rodzina Westa miała mieć darmowe wejściówki na mecze Jeziorowców. Tymczasem nie są one już honorowane.
- Dowiedziała się tego moja żona, przez zwykły SMS. Nikt nie śmiał nawet do mnie zadzwonić i powiedzieć tego mi. Kocham Lakers i jestem dumny z tego, co razem osiągnęliśmy. Ale są sytuacje, po których czuje się traktowany jak śmieć - dodał Jerry West.