Pogotowie pandemiczne jak na razie dobiegło końca i po niespełna trzech latach przerwy NBA powróciła do Paryża. I to z przytupem! I nie do końca z powodu tego, kto i jak grał podczas dwunastego meczu NBA rozgrywanego w stolicy Francji!
Kiedy świat obiegła wiadomości, że do stolicy Francji wraca NBA i w 2023 roku pojawią się tam Bulls i Pistons, to wydawało się, że nic innego nie jest w stanie przesłonić atmosfery starcia dwóch odwiecznych rywali. Chociaż określenie “odwiecznych” może jest zbyt obrazoburcze, bo tak naprawdę rywalizacja Bulls — Pistons była efektem “bicia” głową o ścianę Michaela Jordana walczącego o swój pierwszy tytuł mistrzowski.
Chicago Bulls i Detroit Pistons niezależnie od ich obecnego statusu w lidze NBA zawsze budzą zainteresowanie kibiców. Bulls to ekipa bijąca się o playoffs z aspiracjami większymi niż pierwsza runda PO, gdzie DeMar DeRozan czy Zach LaVine potrafią rozgrzać publiczność do czerwoności. Pistons to “młode koty”, które pod okiem Dwane’a Caseya starają się zbierać doświadczenie, budując od podstaw kolejną epokę w historii organizacji. To starcie nawet poza oficjalnym programem sezonu regularnego budziłoby zainteresowanie, chociażby przez wzgląd na kibiców kojarzących te dwie ekipy z czasów świetności tej rywalizacji.
Program NBA Paris Game 2023 tradycyjnie rozbity był na 3 dni (a nawet i dłużej, bo NBA House, czyli gniazdo konkursów i uciech dla kibiców był otwarty do 22.01). Już we wtorek 17 stycznia odbyła się pierwsza sesja Junior NBA Bulls Clinic (druga miała miejsce dzień później). Natomiast między treningami Bulls i Pistons odbyła się klinika NBA Cares, podczas której pojawili się zawodnicy w tym znany doskonale kibicom Pistons sam Ben Wallace!
Tutaj zaczyna się, tłumaczenie zwrotu “wydawało się” z pierwszego akapitu. Sesja treningowa połączona z NBA Cares Clinic miała miejsce w Palace des Sports Mercer-Cedan, który to jest domowym “parkietem” Metropolitans 92 Victora Wembanyamy — człowieka, który nie tylko jest obecnie na 99% wyborem numerem jeden w Drafcie 2023, ale też jednym z największych talentów, jaki widzieliśmy od….kiedykolwiek?
Victora na treningach nie było i dzieciakom z pobliskiego gimnazjum musiał wystarczyć Killian Hayes i Zach LaVine. Udało mi się porozmawiać z jednym z nauczycieli pilnujących bardzo energicznych młodych adeptów koszykówki, o tym, jak postrzegany jest Victor w oczach kibiców sportu we Francji.
“Zdarza się, że na mecze Metropolitans 92 (klub Victora) przychodzą różni celebryci. Nie tak dawno pojawił się Mbappe i nie wzbudził praktycznie żadnego zainteresowania w porównaniu z tym, co dzieje się wokół Vica!”, powiedział z wyraźnym zadowoleniem mój rozmówca. To kolejny dowód, że postać Wembanyamy jest naprawdę czymś więcej niż snem ekspertów o nadchodzącej legendzie jednej na miliard istnień ludzkich, która eksploduje i postawi kolejny krok milowy w historii NBA.
Nawet na konferencji prasowej poprzedzającej mecz dało się odczuć lekko napiętą atmosferę, kiedy pytania skręcały w kierunku jakichkolwiek komentarzy dotyczących VM. Trenerzy Casey i Donovan od razu prostowali, że nie mogą nawet używać nazwiska zawodnika Mets 92 w obawie przed naruszeniem przepisów. To samo, chociaż w inny sposób dotyczyło Adama Silvera, który z uśmiechem na twarzy nie mógł odpowiadać na, nawet najbardziej oczywiste. Pytania dotyczące “wiadomo kogo”. Tylko na jedno pytanie z tej tematyki Adam Silver odpowiedział w jakikolwiek sposób. Odnośnie do ewentualnego pojawienia się VM na meczu Bulls — Pistons Silver odpowiedział: “Tak spodziewamy się obecności Victora na meczu”.
Jeśli chodzi o sam mecz, to rywale z Central Division odnieśli tutaj swoje zwycięstwa. Bulls wygrali mecz prowadzony w letniej atmosferze święta koszykówki z leciutki echem sezonu regularnego i walki o postseason. Pistons przegrali mecz, zbliżając się jeden kroczek bliżej swojego wymarzonego wyboru #1 w Drafcie 2023. Każdy powinien być zadowolony, łącznie z ponad 15 tysiącami kibiców zebranych pod dachem Accor Arena (dokładnie 15885 na 15609).
Było wszystko, co być musiało — zabawa, Benny The Bull, wystrzały z bazook na sprężone powietrze, przekąski i muzyka. Byli też reprezentacji Francji w NBA — Tony Parker, Joakim Noah, Ronny Turiaf czy Mikael Petrus. Były gwiazdy NBA z Magiciem Johnsonem na czele. Było wszystko, czego mógł oczekiwać po takiej imprezie nawet najwierniejszy kibic Byków czy Tłoków.
Nawet fakt, że w dniu meczu przez miasto przetoczyła się potężna fala strajków i dojechanie w różne części miasta było naprawdę wyzwaniem, nie był w stanie zepsuć obrazu NBA powracającej do Paryża. Impreza wróciła z takim impetem, jakiego mogliśmy się spodziewać po najlepszej lidze świata. Wszystko było zorganizowane tak, że ciężko byłoby się do czegoś przyczepić czy wytknąć jakieś wielkie niedociągnięcie spowodowane trzyletnią przerwą.
Teraz pozostaje tylko czekać ogłoszenia następnej pary, która dostąpi zaszczytu zagrania w Paryżu w 2024 roku. Stawiam, że NBA podejmie decyzje niedługo po Drafcie i jedna z drużyn to będzie ta, która wylosuje prawo wyboru jako pierwsza. Nie ma się co dziwić NBA Europe Games, czyli edycja spotkań rozgrywanych w Europie powoli zaczyna przypominać taki mały NBA All-Star Game na Starym Kontynencie. Dlatego pojawienie się Wembanyamy będzie tutaj mocno eksploatowane.
Kiedy NBA rozpoczynała swoje podróże do stolicy Francji, to ok. 1 na 14 koszykarzy grających w NBA pochodził spoza USA. Teraz ten przelicznik spadł do ok. 1 na 4 i Europa odgrywa w tych migracyjnych statystykach rolę. To wiele tłumaczy jak bardzo zmieniła się ten sport i jak bardzo NBA stała się już bezapelacyjnie ligą globalną. Może to być tylko kwestią czasu, kiedy NBA Europe Games przestaną być pojedynczą imprezą w corocznym kalendarzu National Basketball Association.
My możemy tylko po cichutku ściskać kciuki, żeby kulki podczas loterii draftu tak się “wyturlały”, żeby to San Antonio Spurs pozyskali antycypowaną legendę NBA. Wyobrażacie sobie Spurs z Sochanem i Wembanyamą w składzie na jednym parkiecie?