Stephen Curry postanowił, że jego urodziny nie odbędą się bez fajerwerków. Lider Golden State Warriors od początku grał w swoim naturalnym flow i dał konkretny pokaz umiejętności.
W tym sezonie Stephen Curry przeplata lepsze mecze z gorszymi. Trudno powiedzieć, co na to wpływa, bo w gruncie rzeczy sam Steph stara się tę zagadkę rozwikłać. Poprzedniej nocy Golden State Warriors grali na własnym parkiecie z Washington Wizards. Przy okazji tego spotkania, do gry po długiej absencji spowodowanej kontuzją pleców wrócił Draymond Green. Steve Kerr korzystał z niego oszczędnie, dlatego Dray wyszedł z ławki rezerwowych.
11 sekund po powrocie na parkiet Green osbłużył Curry’ego podaniem, które ten zamienił na punkty z dystansu. Steph obchodził swoje urodziny, co już samo w sobie nie było dobrą informacją dla Wizards. Kluczowa była druga kwarta, którą GSW wygrali 40:27 i ułożyli sobie mecz na kolejne 24 minuty. Warriors w całym meczu rzucali na 54% skuteczności i defensywa z DC nie miała większego pojęcia, jak rywala skutecznie zatrzymać.
Zobacz także: Co za mecz KAT-a!
Curry czuł się jak na placu zabaw - dryblował między defensorami, oddawał coraz to bardziej nonszalanckie rzuty, a na jego twarzy było widać tą dziecięcą radość. Gdy Steph łapie taki rytm, jego grę ogląda się z najwyższą przyjemnością. Dla Wiz była to czwarta porażka z rzędu, ale zespół jest już na zupełnie innym etapie rywalizacji. Teraz Wes Unseld Jr stara się przygotować grunt pod kolejny sezon, który ma być dla zespołu znacznie lepszy.
Curry zanotował ostatecznie 47 punktów (16/25 FG, 7/14 3PT), 6 zbiórek oraz 6 asyst. Wsparcia udzielili mu Jordan Poole oraz Klay Thompson - obaj zanotowali po 20 oczek. Po stronie Wiz 25 punktów, 8 zbiórek i 4 asysty zdrowego Kristapsa Porzingisa. GSW dzięki wygranej zrównali się bilansem z Memphis Grizzlies. Ekipy rywalizują o 2. miejsce w tabeli zachodu. Tuż za nimi są Utah Jazz i Dallas Mavericks, więc walka stała się bardzo interesująca.